18 października 2010

zamiast przedszkola - dom


Hanka w nocy tak przeokropnie kasłała, że w domu dzisiaj została.
A Matka w nie lepszym stanie - tylko inne objawy.
Fajnie jest.
Po niej nic nie widać choroby. Jak zawsze. Już nie kaszle. Fascynująco zielone gluty również się nie pokazują. Gorączki brak - zresztą nigdy nie było. Ech. Zaprawdę bosko.
Ja - lepiej nie mówić.
Hanka za to z rana zabrała się za swoje stare nowe zabawy. A fascynacje powróciły dwie - kolorowanka i puzzle.
A muszę wspomnieć, że przez całe wakacje a skrupulatniej to naliczyłam, że jakieś dobre 3 miesiące Hanka w ręku kredki nie miała. To był czas zabaw innych. Trochę malowała farbami. Ale kredki. Nie. A wiadomo, że w t y m w i e k u 3 miesiące to wieczność. Powoli, stopniowo powracałyśmy do rysowania. A ręka już nie ta co kiedyś. Jej ręka. I ciężko było. Niechętnie. Niby od takie rysowanie. Technika trzymania kredki.
Teraz lepiej. Coraz lepiej. Dokładniej i co najważniejsze chętniej. Wczoraj narysowała kwadrat. Bardzo stara się narysować domek. Coś co przypomina - taki jak mój. Po Swojemu daje radę. Po dorosłemu - w okolicach Świąt może jej się uda.

I puzzle. Przypadkiem wyciągnęła zasoby. 16 kawałków. Potem z Tatą zaszaleli i kupili 20. Oczywiście układa bez zająknięcia. Bardzo lubi wprawiać w tym zachwyt Dziadków. Im więcej achów i ochów tym lepiej. Jak to w życiu.

Nasza mała Dziewczynka.




15 października 2010

pierwszy tydzień za nami

Przedszkolny.
Zaczęło się znakomicie. Hanka zachwycona. Wszystko się podobało. Ja przy odbiorze Dziecka zawsze napotkałam na przebyła atrakcje. Bo Hanka pierwsze 3 dni szła w innym zestawie ubrań niż wracała. Pierwszego dnia zalała bluzkę. Drugiego niefortunnie zrobiła siku. Zrobiła dobrze i w odpowiednim miejscu ale niefortunnie nie zdjęła do końca spodenek i rajstopek i efekt był do przewidzenia. Trzeciego zalała herbatą spodnie. Mimo wszystko Hanka dumna ze swojej samodzielności bardzo. A swoje potknięcia przedstawia z wielkim entuzjazmem.

Poniedziałek i wtorek - rewelka. Mogła być i była wzorem przedszkolaka. Ja myślę, że hormony zrobiły swoje.
Środa - zmęczenie materiału. Mówiła, że miała smutny dzień. Zaczęła dostrzegać, że inne dzieci czasami płaczą. A dlaciedo? Bo jest im smutno - najprostsze tłumaczenie.
No i czwartek - o d r a m a c i e ! Poszła. Płakała już jak Tato ją odstawiał. Cały dzień była jednym wielkim chlipoczącym i przeskakującym z kolan na kolano opiekujących się Pań smutkiem. Jak ją odbierałam, usłyszałam KRYZYS ! A od Hani - płatałam Mamusiu, duzio. Smutno mi było. Mi również. Mocno mnie przytulała i nie chciała puścić żeby choćby się ubrać. A smutek przeszedł na cały dzień i była czarna rozpacz - ja nie cę do pecztola! nie lubię ! nie cę ! nie póndę!
No a piątek. Tato odmówił odprowadzenia Dziecka do przybytku edukacji. Poszłam ja. I czułam się okropnie bo całą drogę omijałam temat z daleka. Dobrze, że daleko nie mamy. W szatni spotkałam jej koleżanki, dopytywałam czy zna, szukałam przyczyny niechęci i prawie, że podstępem i kłamstwem zostawiłam w sali - a nawet jak nie to tak się czułam. Jestem potworem. Konsekwentnym potworem. Płakała. Do śniadania. Wg relacji Pań długo siedziała przy jedzeniu i długo jej zajęło zanim dołączyła do zabawy z dziećmi. Ale jak już wstała i otrząsnęła się z rozpaczy to nie płakała ani chwili do mojego przyjścia.
A dziecko w piątek odebrałam wesołe, skore do opowiadania z torebką małych pączusiów w jednej rączce i bananem w drugiej rączce.

Rozumiem jej smutek. I jest mi smutno. Ale zostawiam ją nie dlatego, że muszę tylko wydaje mi się, że już czas. I tego się będę trzymać. Przez jakiś czas.



A z przedszkola Hanka mimo bycia chodząca rozpaczą przynosi nowe wierszyki i piosenki.
Już.
A ja, o tym co się tam dzieje dowiaduje się między wierszami albo podpatrując zabawę lego.

Myślę, że będzie dobrze.
Mam nadzieję.

11 października 2010

już?

jusz?
jusz jest jedenaśta cztendzieśći?
nieeee... Mamusiu /łzy w oczach/.

Kilkukrotnie powtarzałam, że wróci tu jutro. Na pewno.
Ona kilkukrotnie mówiła, że przedszkole jest codziennie. Na pewno.
Podobało się.
Jest jeszcze zagubiona. Zdezorientowana. Ale z dnia na dzień będzie lepiej. Wyrobi się :)
Dużo opowiada. Nie pytana najwięcej. Byli na spacerze. Zbierali szyszki. Jedli śniadanie. Myli ręce - tak intensywnie, że zalała bluzkę.
Mam nadzieję, że będzie się jej dalej tak podobać. Że to była dobra decyzja. Wszystko to przecież dla niej.
Myślę, że My Dorośli bardziej to przeżywamy :)
Oczywiście.

Ona da radę. Jak to Hanka.

a ja...

A Ja, Matka, nerwowo przebieram nogami.
Ciągle patrzę na zegarek.
Dostaje nerwowego tiku.
Zaraz idę po Hankę odebrać z przedszkola.
Dzisiaj dzień pierwszy.
Z opóźnieniem godnym naszej rodziny a jakże ;)
Rano jak Tata ją zaprowadzał byłam wyluzowana.
Teraz mniej.
Ciekawa.
Jestem ciekawa.
I muszę pamiętać, żeby nie zasypać jej milionem pytań.
Bo przecież to TYLKO przedszkole.
Bez traumy i jazdy.
TYLKO !
;)

Hanka i Zuzanka spotkanie drugie.



Za pierwszym razem jak było można sobie przypomnieć.
Ja pamiętam, że Hanka po niespełna 2 godzinach chciała opuścić lokal. Stała pod drzwiami z butami w ręku i twierdziła, że wychodzimy.
Teraz chciała by Taką Zuzankę na zawsze ;)
W każdym razie - do znudzenia na pewno. Trochę czasu by to Hance zajęło.
Jedno z wielu co cechuje dziewczyny to - szybkość !
Jeżeli zabawa to nie dłużej niż 10 min i już rozgrywa się kolejna.
Różnorodność - to się Hance podobało.
No bo trafiła w końcu na kogoś szybszego niż Ona. Nie usiedzi. Nie postoi. Milion pomysłów na minutę to chyba cecha ośmiolatków. Teraz tak mi się w każdym razie wydaje.
Bardzo udana niedziela była.




Jak goście byli za bramą usłyszałam od Hani.

Będzie mi się testnić za nimi.

Juś mi się testni.

Mi też.

:)
Leżenie na ziemi. Pisałam. Taaaa....

Spotkanie trzeciego stopnia z Wujkiem Michałem.
Najbliższe bez strachu ;)
Tak Wujek Michał jest bardzo w stylu Dziadka Janka.
Nie rozumiem ;D

Pozdrawiamy !

test czapki


Raz, dwa, trzy.
Test. Test.
Z czapkami to jest problem. Za małe są. A jak są akurat to są niewygodne. Złe i wrogie Naszemu Dziecku.
W tym roku pojechałam po bandzie i kupiłam czapkę dla 6 latka. Przynajmniej w przyszłym roku nie będę narzekać na brak wyprawki zimowej. Czapkę i szalik mamy na dobre kilka lat ;)
A Hanka? Zachwycona. Mówi, że ładna. A nie dość, że ładna to wygodne. U lala.


I tu Dziecko szaleje bo ostatnio jest wygodnie, ładnie i miło.
Oby się nie skończyło.
Szybko.



A najlepsza zabawa na słoneczne jesienne dni - rzucanie się na trawę z pozycji stojącej. Tylko boleśnie odczuwalna zabawa. Bo Hanka bliska metra wysoka i 13 kilo ciężka. A, że grawitacja powszechna jest to swoje robi ;)

9 października 2010

okularnica







w obrazkach.
czasami się jej po prostu tak widzi.
bez oczywistego powodu.
gdzieniegdzie bez słońca.

;)

olaboga jestem w strachu.

Jestem w łazience.
Sama. Podejrzane. Czuję się niepewnie. Nerwowo patrzę pod nogi. Może gdzieś tam siedzi. Na 'gdzieś tam' to tyle miejsca w łazience nie ma. Czyli nie ma. Ha.
Nie ma również pouczania, nagabywania, pomocnej dłoni i wielu innych niezbędnych w codziennej toalecie. Pomodę Ci Mamusiu ! To słyszę na co dzień. Co rano. I wiele innych.
W każdym razie dzisiaj nie słyszę.
Nasze Dziecko gdzieś się bawi. I zapomniało o całym świecie.
Korzystam.

Nagle. Krzyk. Wrzask. Huk.
Boli, boli.
/jęk przeraźliwy/
Nie lób tać.
Ałłłłaaaaa.
/jęk mniej przeraźliwy/
Musiś pocałować.
/śmiech/
Ja gdzieś w okolicy jęku przeraźliwego, zaraz po huku biegnę. Szybko. Potykam się. Znowu biegnę. Lecę. Pędzę.
No bez przesady tak daleko nie mam.
A Hanka się bawi w najlepsze.
Pytam - co się stało?
Nie mów tać Mamusiu.
Nie pacz na mnie.
Jednoznaczne z n i e p r z e s z k a d z a j !

Ona i jej scenki rodzajowe.
Czasami zabawne. Często niebezpieczne. Ktoś się potknie. Przewróci. Lalki i lego ludziki istne test crash dummies. Sprawdzają się. Często też przytula. Lalki. Nuci im piosenki na dobranoc. Otula kocykiem. Obnosi się bardzo delikatnie.


Lego ludziki niczym w teatrze odstawiają sztukę pod tytułem wesele.


Albo szkoła. A ostatnio przedszkole.
Ech.
Ona i ten jej świat.

A ja biegam jak robi się niebezpiecznie.
Bo byłoby bezsensem przestać.

;)

6 października 2010

zaszalałyśmy z rana


Dzisiaj. Z dużą pomocą logistyczną Cioci Pauliny :)
Zresztą jak Hania mówi coś do Pauliny to mi nie można się wtrącać.
Nie do Ciebie mówiłam, Mamooo !
He.
W każdym razie wybrałyśmy się. I trafiłyśmy w bardzo przyjemne miejsce. Lubię takie. Miłe dla oka. Przestronne. Kolorowe. Z gustem. Gdzie nie czuję się wszechogarniającej tandety i niedoróbek. Gdzie siedzi się przyjemnie a nie tylko dla przyjemności Dziecka.
Będziemy tam wracać. Na pewno.









Hanka wyluzowała dopiero po godzinie. Tą godzinę to poznawała wszystkie atrakcje. Zakamarki. Ubikację z MAŁYM kibelkiem. Wspominała to kilkukrotnie. Samodzielne sikanie górą.
Wydaje mi się, że bardzo się jej podobało bo od przyjazdu (a ze 2 godziny minęło) bawi się sama i mnie nie nagabuje. O rany !

Trzeba było tam zabrać Tatę w ramach prezentu imieninowego ;)
Wszystkiego najlepszego Tato Arturze.

Lęk przed motylami.

To nawet ma fachową medyczna nazwę.

Lepidophobia

I Hanka to ma. Nie daj, żeby jakiś przefrunął jej drogę. Siedział na kwiatku do którego podchodzi. O dramacie. Ostre wzdrygnięcie, kwaśna mina. Najgorsze strachy.
Nie walczę z tym. Nie chcę żeby się przełamywała. Doskonale rozumiem. Czasami, ktoś się z niej podśmiewa. No bo motylka się bać. Phi.

Raz jeden motylek wleciał do pokoju. Krzyk przeraźliwy ! I usiadł mi na nodze. Na spodniach. Wrzask. Szok. Trauma. Chciała podbiec do mnie i się przytulić ale nie mogła - miałam motyla na sobie. Na wysokości jej oczu. Niewyobrażalne dla niej było, że wzięłam go i wyrzuciłam. Dotknęłam. O tym, że go już nie ma upewniała się jeszcze wielokrotnie. Podobnie jak szukała zapewnienia, że już więcej żaden motyl nie wleci nieproszony do pokoju.

W ramach terapii lepimy motylki z ciastoliny. Tato nawet maluje je na tablicy. Ale bez przesady.

Idzie zima. A w przyszłym roku świat może będzie mniej straszny. Inaczej straszny. Dzieci zmienne są przecież. Strachy również.



3 października 2010

przestarzałe informacje mimo wszystko w cenie ;)


Głównie to jesteśmy przeterminowani.
Co było już nie jest, a co nie było czasami wraca.
Dziecko wyluzowało znacznie. Co znaczy, że jutro może być ostro na hardcorze.

Gdzieś między dniami i tygodniami rodzice byli na weselu. Pozdrawiamy i machamy radośnie :) Hanka została z Dziadkami - po obu stronach barykady nie odnotowano większych strat. Hanka pod nieobecność 30 godzinną rodziców rozpanoszyła się jak to w takich sytuacjach bywa wcale nie ponad normę. Matka słuchając relacji Babcia- Hanka tylko wzdychała co chwila - a wersję z godziny na godzinę ulegały zmianie po obu stronach. Wszystko było do przewidzenia ale nigdy nic nie wiadomo. Jako Matka Hanki to wiem.

Blog w czeluście nie popada - jeszcze.
Kolejnymi dniami będzie lepiej.
Jeszcze tylko Matka jedną rzecz zrobi i luźno będzie.

A dzisiaj foto historia jak to Hanka w zeszłym roku w seciku chodzić nie chciała a teraz chce.
Sesja na wyraźne życzenie.
Co jest klimatycznie odczuwalne - w każdym razie widzę różnice kiedy Dziecko chce a kiedy nie ;)