Pierwszym prezentem na Dzień Dziecka dla Hanki była możliwość. Możliwość pojechania do przedszkola rowerem. Niby nic. Codzienność. Ale? PADA. Leje. Woda wszędzie. I tak pojechała.
Dobry plan, Mamo?
No moim zdaniem nie najlepszy i ja bym rowerem w taką pogodę nie pojechała. Ale to ja. I Tata też by tego nie zrobił.
A ja zrobię.
I zrobiła. I żeby nie było żadnego ale ze strony rodziców ubrała się na tą pogodę wzorowo. Odpowiednio. I to znacznie bardziej odpowiednio niż ostatnimi dniami, kiedy to paradowała w letniej sukience i podkolanówkach a ja w jesiennej kurtce.
Do przedszkola dojechała zachwycona. Po kałużach. Ze zmokniętymi kolanami /tego nie przewidziała, że deszcz będzie na nie padał/ i mokrymi rękoma, które poszła szybko umyć ciepłą woda /sama na to wpadła/.
Taki prezentowy poranek.
A w przedszkolu wiszą rysunki dzieci z propozycjami prezentów na dzisiejszy dzień. Dominują hulajnogi, piłki i lalki. A Hanka? Zamek ze zjeżdżalnią.
No to dzisiejsze prezenty mogą ją rozczarować.
Odrobinę.
:)