13 stycznia 2019

duuuużo śniegu!

Nareszcie jest zima. Taka prawdziwa ze śniegiem, który utrzymał się dłużej niż jeden wieczór.

Zima do tego stopnia, że Babcia Lidka nawet sanki wyciągnęła, a Celina założyła spodnie nieprzemakalne. Dzieci przeszczęśliwe, dupą mogą tarzać się po śniegu, lepić bałwana i porządnie marznąć. 

Zdjęcia w wykonaniu Babci Lidki, bo jak my z Tatą Potomstwa wracamy do domu to jest już ciemno.






metamorfoza czas start z nowym monterem

Przymierzamy się do tego, żeby Hance zmetamorfozować pokój. Teraz to zbieranina pojedynczych mebli z ikei, których czasy świetności już dawno minęły. Mam głęboką nadzieję, że do końca roku uda się temat załatwić. 

Na początek roku zaczęłam od najmniejszego wydatku, czyli krzesła/fotela, które ma służyć za krzesło biurkowe.

Krzesło przyszło kurierem, Adam jako prawdziwy mężczyzna wziął się za robotę, kiedy Hanka w tym czasie leżała, choć nie wiem czy pachniała.

Adam szczęśliwy, Hanka też. Choć z innych powodów. Wybaczcie niechlujność, Adam akurat jadł mus z owocami leśnymi.



pizza time

Dziewczyny mają ostatnio fazę na pizzę. Zrobiłam najpierw raz, tak od niechcenia. Nawet nie wiem skąd wziął się pomysł. Z przepisu Jamiego. I tak Im podpasowała, że tydzień później stwierdziły, że robią ją znowu. Nie minął tydzień i znowu się pytają kiedy robimy pizzę.

Dlaczego o tym piszę?

Dlatego, że ta pizza zmieniła Dziewczyny. Dziewczyny, które do tej pory jadły jedynie margheritę, a właściwie podpłomyk z pizzy, z którego zeskrobywały ser i sos, zaczęły jeść pizzę z szynką, oliwkami, przyprawioną oregano, z sosem, do którego same dodawały bazylię, czosnek, pieprz. 

Ja traktuję to jako swoisty szok osobowościowy moich Dzieci.

I myślę, że wielu rodziców przyzna mi rację.

I chwalę Je, bo to jedna z niewielu aktywności domowych, która angażuje Je na całego.





i znowu konie

Tym razem z Niną. Przez przypadek w sumie, bo Nina wpadła i przy okazji się załapała.

W kwestii koni nic nowego. Oprócz tego, że kozy nowe są. Aktualizuję więc jedynie fotogalerię.








pedant

Po Mamusi i po Tatusiu.


korniszonożerca, władca wszystkich parapetów

Pisałam już nie jeden raz o tym, że Syn, jak każdy z nas, ma swoje ulubione smaki. Jednym z nich jest smak korniszona.

Korniszony to produkt reglamentowany, ze względu na to, że w innym wypadku  Syn zjadłby cały słój, co niekoniecznie dobrze mogłoby się odbić na Jego zdrowiu. I być może dlatego, że nie pozwalamy Mu jeść dużych ilości, staje się tak bardzo pożądany. Musicie uwierzyć mi na słowo, że to co jest na widelcu na zdjęciu to korniszon.



Oprócz tego Adam rządzi parapetami, które pozwalają Mu patrzeć na świat z innej perspektywy. Tym kuchennym parapetem rządzi najbardziej.


dzisiaj o Hance

Hanka narzeka ostatnio, że piszę tylko o Adamie i Celinie.
Próbowałam Jej udowodnić, że nie tylko, że przecież dużo postów piszę o całej trójce. Nie. Ma być tylko o Niej.
Zadaję Jej więc pytanie: "Haniu, o czym mam pisać tylko o Tobie? Jak jesteście na koniach, to o tym piszę. Jak coś robimy razem to o tym piszę. A Ty sama albo jesteś w szkole albo siedzisz sama w pokoju i oglądasz netflixa. O szkole nie życzysz sobie, żebym pisała". Hania odpowiada mi więc: "No wiem.".

Zatem postawiłam sobie za cel wysmarować dzisiaj kilka słów TYLKO o Hance.

Hanka przełamała się ostatnio, żeby jednak pójść na trening. Lekkoatletyki oczywiście. Ponoć było super. Oprócz tego, że rzucali piłką lekarską, czego nie lubi. Obiecuje, że będzie chodzić we wtorki, w piątki czasami, bo ze względu na plan lekcji czasem kończy za późno.

Koniec semestru się zbliża. Jutro zebranie. Nie jest źle, choć na pewno mogło być lepiej i Hanka sama to przyznaje. Żeby było jasne - tak na serio to jest bardzo dobrze, po prostu wiemy, że Hankę stać na więcej, gdyby tylko się spięła 😉. Twierdzi, że przyciśnie w następnym semestrze, żeby stypendium mieć.

Poza tym to co ciągle powtarzam, Hanka doskonałą starszą siostrą jest. Dla Celiny może czasem nie do końca, ale dla Adama tak. I dla Dominiki, kuzynki, też. 




I za miesiąc niecały 11-te urodziny obchodzi. Oficjalnie zostanie nastolatką. Wtedy też na pewno napiszę osobny cały post znowu tylko o Niej.


do Nowego Roku odliczamy liczydłem

Pojechaliśmy do Kików na Sylwestra.
Jestem zła na siebie, bo totalnie zapomniałam robić zdjęcia, choć prawdę mówiąc i tak pewnie niewiele z nich by wyszło, bo młodzież albo siedziała w cinema roomie, w którym było ciemno albo przelatywała obok nas w takim tempie, że nic bym nie złapała.
Złapałam tylko Syna jak zafascynował się liczydłem, które nota bene widział pierwszy raz w życiu (biedne Dziecko, że dopiero teraz).
Przy okazji, traktując ten post jako post Sylwestrowo Noworoczny, wstawię zdjęcie Potomstwa tuż po powrocie od Kików, ale jeszcze przed północą.
Syn północy nie doczekał. Celina doczekała pierwszy raz w życiu.
Szczęśliwego!



10 stycznia 2019

krótkie refleksje na temat macierzyństwa

Żeby było jasne: książki pisać nie będę, bo nie czuję się zbyt kompetentna w tej dziedzinie. Ale mam refleksje, choć nie wiem czy do końca cokolwiek ważnego znaczące. I nie wiem też od czego zacząć, bo kwestii jest kilka i żadna nie do końca ze sobą związana.

Wszystko zaczęło się od kontrolnej wizyty u mojej pani endokrynolog. Należę do tych kobiet, którym ciąża bardziej naprawiła ciało niż zniszczyła. Oczywiście nie mówię o kwestiach estetycznych 😂. Zakładam też, że w perspektywie czasu fakt, że karmię Adama półtora roku też będzie miał wpływ na moje zdrowie. No i tutaj zaczyna się temat. Otóż pani doktor powiedziała mi, że powinnam zastanowić się nad odstawieniem, gdyż grozi mi na starość osteoporoza. O! W tym wypadku nie twierdzę, że znam się na medycynie lepiej niż pani doktor (która swoją drogą rzeczywiście jest specjalistką w swojej dziedzinie), zdam się jednak na intuicję, podążę swoją samolubną matczyną logiką i karmić na razie będę. Nie ukrywam. Jestem zwolenniczką karmienia piersią. Uważam, że karmienie jest DOBRE. Dla mnie i dla dziecka. Ale przyznaję - z miesiąc temu miałam kryzys. Adam miał gorszy tydzień, chyba przez zęby, i domagał się karmienia w nocy po 4-6 razy. 

Tutaj dygresja:
Umówmy się - jasne, że mleko ma wartości odżywcze (ten, kto twierdzi, że na tym etapie mleko to woda odsyłam do mojego ulubionego artykułu na ten temat na blogu Hafija tutaj). Adam je już wszystko, więc teoretycznie nie musi dobijać się mleczkiem, choć w przypadku choroby jest to niewątpliwie bezcenny środek nawadniający... Aczkolwiek mam przeczucie, że Synowi chodzi już tylko o uspokojenie się i szeroko pojęty chill out. 

Wracając do tematu:
Uwierzcie mi, miałam ochotę wszystkim p********ć i skończyć to. Ale tak szybko jak ten pomysł przyszedł mi do głowy, tak szybko sobie z niej poszedł. Pierwsza złość minęła, Tata Potomstwa powiedział mi, że jeśli mam się męczyć to bez sensu (oczywiście takie stwierdzenie zadziałało w odwrotną stronę). No i jedziemy dalej na tym wózku. Cycek do usypiania i potem ze 2-3 razy w nocy. O ile nic wielkiego się nie wydarzy, pewnie dojedziemy na nim do 2 roku życia. I wtedy pomyślimy.

Drugie przemyślenie jest takie: książki o rodzicielstwie są w sumie bezużyteczne. Według mnie, bo może dla kogoś innego nie. O tyle o ile jeszcze jarałam się czytaniem książek o przebiegu ciąży, to książki o zajmowaniu się dzieckiem i wychowaniu leżą zakurzone. No może jeszcze przez pierwsze 3 miesiące szukałam skutecznej metody na to, by dziecko przesypiało noce i czytałam o niekończących się skokach rozwojowych. Ale kiedy udało mi się ustalić, że moje osobiste dziecko zasypia po swojemu i swoje skoki rozwojowe ma w swoim czasie, a nie w czasie książkowym stwierdziłam, że skoro moje babki i prababki wychowały dzieci bez książek to i ja dam radę. Szkoda tylko, że ta reguła nie zadziałała w kwestii porodu siłami natury. Byle Adam (i w Dziewczyny też) nie skończyły tak jak mój poród 😂.

Kolejne przemyślenie dotyczy rodzeństwa. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak ja się cieszę, że Adam ma Dziewczyny. Okej, czasem go olewają, zamykają się w swoich pokojach, a Adam cierpi w samotności, bo tak bardzo chce do Nich. Ale mimo wszystko w dużej mierze Je MA dla siebie. Bawi się z Nimi, uczy się od Nich, One Go karmią, pilnują, rozśmieszają. I to jest wspaniałe!

Ostatnie przemyślenie jest takie, że staję się coraz bardziej cierpliwa. Generalnie to ja cierpliwa jestem, ale z cierpliwością w stosunku do dzieci miałam problem. ZAWSZE. Wiem, że to zła cecha we mnie. Denerwowałam się kiedy wydawało mi się, że dziecko powinno już coś umieć zrobić, a tego nie potrafi. Albo kiedy jest powolne. Albo kiedy ma gorszy dzień/humor. Kajam się, bo nie powinnam tak mieć. Ale miałam. W sumie mam tak dalej, ale w dużo mniejszym stopniu niż miałam chociażby na początku, kiedy zaczęłam być mamą numer dwa dla Dziewczyn. I staram się z tym walczyć, ukierunkować się w stronę: "chodź, pokażę Ci jak to zrobić", "chodź, czy coś się stało?". Czasem dalej mi nie wychodzi, co skutkuje potem wyrzutami sumienia. Ale z mojego punktu widzenia jest lepiej.

No i rzeczywiście czasem przebija mi się w głowie myśl, czy dziabnąć sobie czwarte 👶. Za Tatę Potomstwa się nie wypowiem, choć Ci, którzy go znają, wiedzą jakie jest Jego podejście 😂. Tę refleksję jednak bardzo szybko z głowy wybija mi Babcia Lidka 😂.