12 sierpnia 2020

kwarantanna covidowa

Jak wszyscy, tak i my, doświadczyliśmy kwarantanny koronawirusowej. 

Doświadczyliśmy bolączek zdalnego nauczania, zarówno przedszkolnego, jak i podstawowego.

Doświadczyliśmy izolacji Potomstwa od rówieśników oraz na jakiś czas izolacji od koni.

Dla dobra ogółu i własnego trzymamy Potomstwo z dala od sklepów, miejsc, w których gromadzi się większa liczba ludzi.

Na tyle na ile możemy unikamy sytuacji, które mogą generować potrzebę wizyt u lekarza, fryzjera i innych.

Nie powiem, że Dzieciom było/jest łatwo. Na początku tłumaczyliśmy zaistniałą sytuację tak jak potrafiliśmy. Zdarzały się momenty bardziej kryzysowe, kiedy np. Hanka miała dość zdalnej nauki, zdalnych sprawdzianów, choć być może to były tylko sytuacje, które przelewały czarę goryczy w wyniku kumulującego się ogólnego napięcia i braku "normalnego" kontaktu z innymi.

Jednak dostrzegam też pewne pozytywne rzeczy, które zadziały się w naszym małym nuklearnym świecie.

Pomimo tego, że staramy się zawsze poświęcać Potomstwu sporo czasu, teraz poświęcamy go jeszcze więcej. Codziennie czytamy książki. Dużo więcej jeździmy na rowerach. Dużo bardziej/lepiej/więcej możemy tłumaczyć Im świat, bo najzwyczajniej po prostu jesteśmy obok, w zasięgu wzroku/ręki. 

I wiecie co? Najlepsze jest to, że pomimo badziewia dookoła związanego z tą sytuacją, jest nam super razem w naszym domu. 

A wiecie jak to jest z trudnymi czasami. Czasem najlepiej przespać lub przeleżeć na podłodze wpitalając żelki.




Chociaż można też i przebalować.



młodsze rodzeństwo

 To zdjęcie było zrobione na koniach. Zimą. Ale nie ma to większego znaczenia. 



masaż u Marty

Bywa, że pozwalam Celinie iść ze sobą na masaż do Marty. Jak przyjdzie i się mnie pyta czy może ze mną jechać, to robi mi się Jej szkoda, że mogłabym odebrać Jej tę przyjemność i Ją zabieram.

Po prostu lubi tam chodzić, gadać z Martą i bawić się różnymi fizjogadżetami. 

No więc w czasie, kiedy ja leżę na leżance, a telefon dostanie się w ręce Potomkini, wyjście do Marty kończy się ekstra czterdziestoma fotografiami w galerii.







belwederki

Potomstwo uwielbia belwederki. 

Belwederki robimy sami. Ciasto francuskie w lodówce jest prawie zawsze. Nie to, że jedzą je codziennie, ale po prostu ciasto jest i jak przychodzi ochota, to robimy. Należą one do tego rodzaju smakołyków, których po pół godzinie nie ma.

Zasada jest prosta. Chcesz jeść, to rób. No i robią.

Choć czasem robię też i ja sama, z czystej chęci usłyszenia zaskoczonych odgłosów ekscytacji Potomstwa 😂.





o książkach

W naszym domu czyta się sporo. 

Potomstwo bardzo lubi tę czynność.

Sami wybierają pozycje. Chcą czytać te same książki po raz dwa tysiące czterdziesty siódmy.

Niech Im będzie.

Książki to dobro. Czytajcie Dzieciom. 



paaaraaa

Taka sytuacja. 

Czytamy książkę Erica Carle pt. "Moja pierwsza książka o kolorach".

W książce są kartonikowe kartki, podzielone poziomo na dwie części. Kartkokartoniki w górnej części można przekładać i ukazują się nam różne kolory. A na dolnej części pokazane są różne przedmioty. Ot, taka książeczka edukacyjna. Jedziemy więc z tym koksem. Jeden kolor, drugi kolor, przewracając strony szukamy przedmiotu, który przypasowany jest do danego koloru.

Trafiamy wtem na kolor czarny. Szukamy przedmiotu. Znajdujemy rysunek parasolki w kolorze czarnym.

Pytam więc Adama: "Co jest koloru czarnego?".

Cisza.

Zaczynam podpowiadać: "Paaaaraaaa...".

Adam (dodam tylko, że lat trzy): "Parazaurolof!".

Jak nie wiecie co to jest to sobie sprawdźcie. Bo to wstyd, że trzyletnie dziecko to wie, a Wy nie.

10 sierpnia 2020

o urokach okolicy

Jak wiecie staram się pomimo opóźnień zachowywać chronologię we wpisach, ale dziś wyjątkowo pozwalam sobie odejść od tego zwyczaju.

A to za sprawą niedzielnego wypadu do Puszczy Kampinoskiej. Hanki na zdjęciach nie ma, bo się chowała. 

Z (ciocią) Jagodą, Alinką, Zgredkiem, Kamą, Mają i Tomaszem.

Enjoy!