17 stycznia 2020

małe wielkie momenty

Piszę o tym jako o małych wielkich momentach, ponieważ wydawać by się mogło, że taki 15-minutowy spacerek, żeby odprowadzić dziecko do koleżanki na urodziny jest niczym. A właśnie, że nie. Właśnie, że jest super. Nie tylko spacerek, ale każdy taki nawet choćby najkrótszy moment, kiedy jesteśmy razem, śmiejemy się, wygłupiamy, gadamy. 

A tak w ogóle, to bardzo lubię spacery. Hanka i Adam też. Ja już na przykład w ogóle nie używam wózka dla Adama, bo wychodzę z założenia, że skoro ma nogi i nauczył się już chodzić, to niech zapitala o własnych siłach jak człowiek. A nie, że ja muszę Go pchać jak jakąś hybrydę, człowieka na kółkach. Celina średnio spacery lubi. Szczególnie nie lubi spacerów do lasu. Ale i tak udaje mi się Ją przekabacić z reguły na wyjście. Choć o tym będzie w jednym z kolejnych postów, które dopiero się pojawią.

A jak już na ten spacer pójdziemy to jest tak.





bańki! bańki! bańki!

Dużo bańków! Im więcej tym lepiej!


saturday morning fever

Z Potomstwem w nocy jakoś bardzo nie poszalejemy, więc musimy w dzień, z reguły oczywiście w łikend, bo w tygodniu nie ma takiej opcji. No i zdarzają się takie filmy, na które po prostu musimy pójść do kina, aranżujemy wtedy więc czas i ogarniamy towarzystwo.

W zależności od tego kto idzie na film - czy Hanka czy Celina czy obie oraz od tego czy dany film spodoba się potencjalnie bardziej mi czy Tacie Potomstwa układamy odpowiednio logistykę.

Tym razem szliśmy na Czarownicę 2, więc poszły obie dziewczyny oraz ja, a Tata Potomstwa zgarnął Syna do sali zabaw.

Zarówno film, jak i czas spędzony w sali zabaw był satysfakcjonujący. Standardowo w porze obiadowej udaliśmy się na rodzinny lunchyk. Do szuszarni oczywiście.

Czarownicę polecamy.



memy o Adamie

Wiadomo, jak człowiek przegląda internety to natrafi czasem na jakieś głupoty. Albo ktoś mu je wyśle. Postanowiłam przedstawić Tobie Czytelniku, kilka z nich, które zdecydowanie odnosiły bądź nadal odnoszą się do naszego Syna. Z krótkim wyjaśnieniem oczywiście.

Mem nr 1:
Zapewne najmniej aktualny, aczkolwiek jeśli uznać, że lulasz dziecko już w łóżku, a w pkt. 4 zamiast słowa "odkładasz" napiszesz "wstajesz z łóżka", będzie nadal na miejscu.



Mem nr 2:
Przerobiłam w tym memie napis na "Dóla. Dół." w momencie, kiedy Syn miał przez dwa tygodnie fazę na właśnie te okoliczniki miejsca (w nawiązaniu do tego, że razem z Celiną śpią na łóżku piętrowym) przy czym leżąc wskazywał dodatkowo palcem górę i dół. Gdybym go wtedy nie przerobiła, to przekreślony napis "Ale ja Cię kocham" byłby aktualny w tym momencie. Równolegle ze stwierdzeniem "Lubię Cię.".



Mem nr 3:
Tak robi Syn, kiedy do domu przynosimy coś w kartonie albo dużej torbie. A kiedy wyjmiemy zawartość Syn zamienia się w kota, po czym przez pół godziny się bawi.



Mem nr 4:
Tylko zamiast milion lajków należy wstawić "Lego City". 


misożercy

Doszło do tego, że Potomstwo od czasu do czasu domaga się miso w domu.
Oczywiście NIGDY nie jest tak dobre jak to w "suszarnii", w której zwyczajowo jemy, ale jest.
Dziewczyny piją bulion. Adam wyjada tofu. Jak to On mówi: ToFu s MiSo.
Jeśli szukacie pomysłu na zupę w 3 minuty, to proszę. Dlatego ostatnio mam w domu zapas tofu i pasty miso. Powinnam roboczo zmienić nazwę na emergency soup.


paluszki w czekoladzie

Trochę nietypowo, bo kulinarnie, ale piszę o czymś, co Potomstwu baaaaaaaardzo smakowało.

Składniki:
1. Paczka paluszków (obowiązkowo słonych)
2. Czekolada biała oraz czekolada mleczna
3. Wszelkiego rodzaju posypki do ciast

Czekolady rozpuściłam w kąpieli wodnej. Osobno białą, osobno mleczną. Paluszki moczyłam w rozpuszczonej czekoladzie, potem w posypce, a na koniec odkładałam na tackę wyłożoną papierem do pieczenia, żeby zastygły. 

2 duże tace poszły w dwa dni. Do brzuchów. Naszych i Potomstwa.

Nie musicie dziękować.


spanko

Wszyscy przecież wiedzą, że jak się śpi, to się rośnie.



konie ponownie

Kiedy Celina koczowała w domu, pierwsze dni po złożeniu ręki, Hanka działała dalej. Tydzień bez koni tygodniem straconym. Pogoda jak sami widzicie boska, wzięłam więc Adama razem z nami. Tradycyjnie na koniec także wsiadł na "kunia".

Zdjęcia zrobione przez Patę, bo Lola jeździła razem z nami, a Pata zwyczajowo z aparatem łapała chwile.



 



konwersacje szpitalne

A tak wyglądały nasze szpitalne konwersacje. 

Ja w domu z Hanką i Adamem. Tata Potomstwa z Celiną.




największa masakra 2019

Tak, to chyba było zdecydowanie najbardziej traumatyczne przeżycie w tym roku dla naszej mikro komórki społecznej. Złamana ręka Celiny. Miesiąc w gipsie. Po upadku z konia, no bo po czym innym?

Piękna wrześniowa niedziela, poranek, cudowny dzień przed nami. Tata Potomstwa pojechał z Dziewczynami na konie, ja zostałam z Adamem w domu, żeby sobie podziubdziać w ogródku i posprzątać po śniadanku. A tutaj nagle o niespodziewanej godzinie, zdecydowanie za wcześnie wraca do domu Tata Potomstwa i niesie Celinę na rękach. 

Spadła, asekurowała się prawą ręką i bęc.

Zmieniamy tylko końskie spodnie, pakujemy do plecaka zapasową koszulkę na wypadek rozcięcia tej, którą ma na sobie, książeczka zdrowia, woda i jazda do szpitala.

Jedno z bardziej poważnych złamań ramienia, operacja, wsadzanie drutów, pełna narkoza, noc w szpitalu.

Kolejne 3 tygodnie totalnie nieprzespane. Jęki w nocy, ból, uwieranie, drapanie, nauka ogarniania się z zagipsowaną ręką, utrudnione kąpiele. Po drodze chyba ze 2 kontrole, przy ściąganiu gipsu kolejna operacja wyjęcia drutów, kolejna noc w szpitalu.

No i do tego wszystkiego Celina. Bidna taka, obolała... Ale tylko na początku. Pod koniec już dumna z siebie, chwaliła się wszystkim, że Ona JUŻ miała gips, i to dlatego, że spadła z konia!

Do koni już nie ma urazu, choć pracowaliśmy nad tym od samego początku z Tatą Potomstwa i Magdą - Panią instruktorką, tłumacząc, że to nie jest wina konia, że się przestraszył i że nie zrobił tego specjalnie. Celina już teraz wraca na koń. Powoli, oprowadzankami. Ale wraca.

A ręka się zrosła i już może robić wszystko. Jest połowa stycznia i w zeszłym tygodniu pojechała na rower.


kanapka z szynką i ogórkiem

Nie wiem co się zadziało, ale od dobrych dwóch miesięcy kanapka z szynką i ogórkiem są topowym daniem zarówno dla Syna, jak i dla średniej Córki.

Na śniadanie i na kolację.

Jak nie wiesz co podać dziecku, podaj kanapkę z szynką i ogórkiem. Obowiązkowo pokrojoną w kosteczkę.


16 stycznia 2020

i tyle Ją widzieli.

Bo w końcu pojechała na rowerze dwukołowym. Opornie Jej to szło, ale tak bardzo bardzo. Trochę Jej samej brakowało zapału, trochę też dlatego, że jakoś my nie mogliśmy się zebrać, żeby z Nią potrenować.

Jednak w te wakacje stwierdziliśmy, że oczywiście, da się żyć bez umiejętności jazdy na rowerze, ale bez jaj. Początkowo musieliśmy trochę Celę brać siłą, gdyż każda pojedyncza wywrotka skutkowała utratą zapału. Ale kiedy zobaczyła, że jest za każdym razem odrobinę lepiej, a do tego połechtaliśmy trochę Jej ego kibicując Jej i chwaląc wysiłek, zaczęła się przynajmniej sama nakręcać na wychodzenie na rower.

No i jak to bywa, w końcu pojechała. Ja wiem, że dla Czytelnika nie jest to w żaden sposób ekscytująca sprawa, ale dla Celcika jest i dla nas też.

W związku z faktem, że Cela zbyt długo śmigała na 4 kółkach, podjęłam decyzję (Tata Potomstwa został postawiony przed faktem dokonanym), że Adama od razu pakujemy na dwa kółka, żeby nawet nie wiedział co to są trzy lub cztery kółka. Już w najbliższe lato. Koordynację chyba ma przyzwoitą to dlaczego mamy nie spróbować? A nóż widelec pojedzie mając 3 lata.

P.S. Rower kupiliśmy czarno-czerwony, żeby już dla Adama był.


Tata Potomstwa powiedziałby to samo.

Tak się składa, że Tata Potomstwa jest serio bardzo dobrym Tatą. 
Tata Potomstwa czuje się bardzo odpowiedzialny za Potomstwo. Zawsze i wszędzie.
Tata Potomstwa powiedziałby to, co Ryan Reynolds.
Dlatego między innymi kocham Tatę Potomstwa. Nie za to, że powiedziałby to, co mówi Ryan Reynolds. Tylko za poczucie odpowiedzialności i troskę. 


przerwa techniczna

Wakacje dobiegły końca. Nie w styczniu co prawda, tylko odrobinę wcześniej, ale tak czy inaczej w związku z tym faktem musieliśmy dokonać czasowego zamknięcia basenu. 

Wbrew pozorom ku uciesze Potomstwa. 

Jeśli nie wierzycie, to oto dowód.





15 stycznia 2020

wakacje numer dwa

Na drugie wakacje pojechaliśmy w Karkonosze. Sory drogie Dzieci, bo to moja wina, bo ja Karkonosze kocham i wyjazd wynikał z mojej samolubnej potrzeby pojechania 👉 TAM.

Choć patrząc na to z innej perspektywy Hanka na przykład, była już w Karpaczu nie raz z moimi rodzicami aka Dziadkami. Celina też, ale chyba tylko raz. Hanka, z tego, co nam relacjonuje, lubi chodzić po górach i nawet zakłada już górskie buty, pomimo tego, że nie są za piękne. Wcale się Jej nie dziwię, bo góry robią dobrze człowiekowi. TAM odnajduje się równowagę, spokój, harmonię i w ogóle TAM jest dobrze.

ALE...

dobrze jest w górach, na szlaku. Jak Potomstwu nic nie dolega.

DOBRZE NIE JEST,

kiedy Potomstwo jest chore i/lub poobijane i zakrwawione oraz kiedy żyjemy z chorym Potomstwem w hotelu z malutkimi pokojami (bo przecież mieliśmy być 👉 TAM, w górach), tłumem niemieckich emerytów na wywczasie oraz kiedy jemy obiadokolację przyrządzoną pod niemieckich emerytów, a ta składa się wursta, knedli oblanych tłuszczem i skwarkami, kartoffelsalat i konserwowej gurkensalad.

Skończyło się tak, że nie byliśmy 👉 TAM. Byliśmy 👇 TU. W hotelu w zapyziałej części Jeleniej Góry. I mimo, że z ładnym widokiem, to niestety sam widok nie rekompensował nam zaistniałych strat.

Zaczęło się całkiem przyzwoicie.
Dojechaliśmy w miarę szybko, bez problemu, po drodze zahaczając o Wrocław i Kościół Pokoju w Jaworze.


Pierwszego dnia pojechaliśmy na Miedzianka Fest, bo my z Tatą Potomstwa lubujemy się w Springerach, Szczygłach i innych, a do tego w Miedziance jest browar, więc olaboga, miód, malina, bo na wakacjach starzy też mogą mieć coś dla siebie. Dla zaniepokojonych, nie martwcie się, nikt nie prowadził pod wpływem.

Raz dwa trzy, dojechali moi rodzice (Dziadkowie), zabrali WSZYSTKIE Dzieci na termy w Cieplicach, my z Tatą Potomstwa luzik bluzik, wszystko gra. Pierwszy i drugi dzień jakoś zleciał, pojechaliśmy do Karpacza, obiadek, poszliśmy do Karkonoskich Tajemnic (to tam jest to zdjęcie na żółtych leżakach rozkładanych), miło, sympatycznie. Hitem wyjazdu była wizyta w Ogrodzie Japońskim Siruwia, który jest tak piękny, ale tak, że nie mogę. I tak sobie tam chodziliśmy i się relaksowaliśmy i podziwialiśmy, i taki wszechobecny spokój. Do czasu, kiedy usłyszałam ryk Celiny. Rozglądam się, a Ona cała, ale to tak totalnie cała we krwi, gdyż... wyrżnęła się na żwirowej ścieżce i wylądowała tą swoją piękną twarzyczką na tychże pięknych minimalistycznych szarych kamyczkach. W bajce Disneya to by się nie wydarzyło, choć Celinę fruwającą w tej scenerii można by śmiało przenieść na duży ekran. Dobra, bez zbędnych opisów, zadziałaliśmy, a właściwie to Pan właściciel z apteczką zadziałał, umyliśmy Dziecko, w aptece kupiliśmy plasterkowe szwy i wróciliśmy do hotelu. Tym samym Celina wyjęta była z jakichkolwiek aktywności wodnych, a i humor nagle przestał jej dopisywać - tak ogólnie, nie że tylko na chwilę.

Na dokładkę, tej samej nocy Adam dostał gorączki. Takiej plus minus 39 stopni. Nic mu nie było, a tu standardowo jak to z bachonarium bywa, pyk i wszechobecna ciepłość. Nie muszę chyba mówić w jaki nastrój wprawiły nas obie te sytuacje. Poziom frustracji mojej oraz Taty Potomstwa osiągnął apogeum i tym samym podjęta została decyzja o ewakuacji.

Jedyne o co się pokusiliśmy w drodze powrotnej to wizyta u Dziadków (Pradziadków) we Wrocławiu na herbatkę i ciacho. A potem już tylko byle szybciej do domu. I tak jak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd, tak bardzo byłam potem szczęśliwa, że jestem już w domu. Choć Dzieci moje drogie, nie martwcie się, do Karpacza jeszcze wrócimy, ja tak łatwo nie odpuszczę 😃!

P.S. Zdążyliśmy zaliczyć jeszcze podczas pobytu Western City. Nie polecam. To jest zło.



Tutaj są Dzieci w Ogrodzie Japońskim. To ostatnie chwile Celiny przed wypadkiem.


To ja z Córką w basenie. Celina była już po masakrze żwirem, więc z basenu skorzystać nie mogła.

A poniżej zdjęcia z Miedzianki.







A tutaj chory Syn, który ze względu na gorączkę był tak marudny, że nic mu nie pasowało. Pasowało Mu tylko spanie na podłodze. Nie wiemy dlaczego, ale Syn jest uparty po Tatusiu i musi być tak jak On chce.