30 marca 2018

taxi

Także tak. Z ikei. Na kółkach. Siostry wożą. Adam się cieszy.

wiosna przyszła




szkolna Wielkanoc

Wielkanoc za pasem, więc i w szkole temat jak najbardziej aktualny. Zanim rozpoczęła się przerwa wiosenna, oczywiście nie mogło zabraknąć szkolnego śniadania Wielkanocnego.
Dzieciaki w podziale na grupy dostały za zadanie przygotowanie różnych potraw. Nam trafiły się jajka faszerowane. To znaczy Hani, Zosi i Wiktorii.
Przy okazji swojego śniadania, ugotowałam zawczasu jajka dziewczynom.
Dziewczyny jajka obrały, reszta wyglądała tak jak poniżej 😉.

najlepsza pomoc domowa

Może i pomoc domowa brzmi niezbyt dobrze, ale taka pomoc domowa to powód do dumy :)
Wszystko sama, bez słowa prośby o podpowiedź co, gdzie schować!
A tylko 5 lat ma!

nowy geek?

Wspólne wieczory z Tatą, to jest to.

goście z bardzo daleka

Długo Ich nie było. Ale w końcu przyjechali. Paweł na półmaraton, reszta towarzyszyć i w końcu zobaczyć się z nami u nas, nie u Nich 😉.
Nieważne, że na jedną noc, skoro zabawy było w bród.
W dużej mierze przy konsoli, bo jakże inaczej.
Poza tym plejmobil oraz malowanie Dziewczyn przez Alicję.
Czekamy na kolejną wizytę!


 Tu prawie komplet, bo Adam akurat zaliczał poranną drzemkę.

mangożerca


21 marca 2018

karnawał

Tak, tak... Już dawno po karnawale. Nawet bardzo. Ale cóż z tego, skoro dopiero teraz otrzymaliśmy oficjalne portrety z Balu Karnawałowego 2018!

Przed Państwem Księżniczka Elsa! Może i bez wielkiego białego warkocza, ale nadal najpiękniejsza.

No i Ona nie mrozi ludzkich serc, lecz je kruszy 😉.


19 marca 2018

my też miewamy gorsze momenty

Jak chyba widzicie, generalnie to fajnie mamy z tym naszym bachonarium. Wesoło jest, głośno, zawsze ręce pełne roboty, nie nudzimy się. A jest nas przecież trójka dorosłych, bo my i Babcia Lidka.

Ale są takie momenty, kiedy wszystko opada, a nawet jeśli nie opada, to przynajmniej zaczyna zwisać, bo brakuje sił, co by trzymać się w pionie.

Żeby było jasne - w tym momencie piszę tego posta z uśmiechem, bo fajny zwykły dzień za nami, ale miewam refleksje nad tym, z czym czasem mamy do czynienia 😉.

Na przykład wczoraj - taka piękna niedziela się zapowiadała, w końcu wolna, wszyscy w domu, słoneczko, luzik, żadnych gości, na 9 rano dziewczyny na konie, więc przeszczęśliwe. A tu pac, dosłownie, kot Tadeusz po 3 miesiącach szarpania nie wytrzymał i pacnął Syna w oko. No i krew, kontrolnie jazda do Centrum Zdrowia Dziecka, 50 kilosów w jedną stronę na jedyny w województwie niedzielny okulistyczny dyżur dziecięcy. Na szczęście nic się nie stało, profilaktycznie dostał maść z antybiotykiem, ale wizja połowy niedzieli spędzonej w aucie i szpitalu, to jednak nie to samo, co błogie lenistwo na dywanie w salonie. Nie wspomnę już o zeszłomiesięcznych przebojach chorobowych.

Albo od czasu do czasu, a czasem nawet częściej, mamy w domu afery jedzeniowe. Bo jakiś farfocelek zielonej przyprawy jest w zupie, bo ziemniaki żółte a nie białe (nie pomagają tłumaczenia, że zima i nie ma innych ziemniaków), bo coś za słone, za mało słone, bo ketchup nie ten, bo chleb za bardzo wypieczony. Mogłabym pisać w nieskończoność. Wszystko, co jedzą jest konserwatywne, ale jak oglądają masterszefa to wszystko jest pychotka. Fascynujące to jest. No i tak walczymy z tematem, co nie raz już doprowadzało nas do białej gorączki.

Permanentnie mamy kłótnie między dziewczynami. Niby to jeszcze ten etap, kiedy bawią się w to samo, ale siłą rzeczy do konfliktów dochodzi częściej niż rzadziej. Różnica wieku zaczyna być coraz bardziej widoczna i aż boję się pomyśleć, jak to będzie jak Adam będzie mieć te 5 lat, Celina 10, a Hanka 15. No więc jak już dojdzie do scysji, to jest krzyk i trzaskanie drzwiami, przedrzeźnianie, skarżenie. Często tłumaczymy Im, że mają takie rzeczy załatwiać między sobą lub jeśli jesteśmy świadkami jakichś ustaleń, to stajemy po konkretnej stronie. Ale bądźcie świadomi - uśmiechy i przytulaski na zamieszczanych zdjęciach to jedynie jedna strona medalu.

Poza tym Hanka jest książkowo dziesięciolatką. Czytamy mądre publikacje i ewidentnie zaczyna się dojrzewanie. Niecały rok minął od kiedy skończyła trzecią klasę i była jeszcze na etapie kolorowych tornistrów, a teraz telefony, smsy do koleżanek, chłopaki, zainteresowania jakieś takie bardziej dorosłe. Wszystko fajnie, tylko do tego dochodzą jeszcze emocje. No i tutaj się zaczyna epopeja. A właściwie to tragikomedia. Żeby było jasne: utożsamiamy się z Jej przeżyciami i staramy się nie bagatelizować żadnych kwestii, a czasem też razem śmiejemy się z jakichś rzeczy, które na początku wydają się katastrofalne, a w rzeczywistości okazują się błahostką. Jednak musimy ciągle toczyć walkę z tym, że raz uparcie twierdzi, że mamy Ją traktować jak dorosłą, a raz jak dziecko. W zależności od tego, co Jej w danej sytuacji bardziej pasuje. Sprytne to, nie powiem, i w sumie sporo w tym racji, bo z jednej strony jest jeszcze dzieckiem, a z drugiej naprawdę dużo już rozumie. W stosunku do młodszego rodzeństwa naprawdę wykazuje się czasem wyjątkową opiekuńczością. Ale dla nas oznacza to praktycznie codzienną walkę z wiatrakami. Lekcje: raz mamy dać Jej spokój, bo jest dorosła i sama to kontroluje, raz mamy z nią siedzieć i przycinać jej równo kartkę, bo sama nie umie. Sprzątanie: pokój jest Jej i będzie w nim robić co chce, ale my mamy Jej pościelić łóżko, bo nie umie rozciągnąć prześcieradła na łóżku. Czasem naprawdę potrzebuję włączyć w sobie tryb anielskiej cierpliwości, żeby sprostać wyzwaniom stawianym przez tego niewielkiego jeszcze człowieka.

I szczerze, teraz dopiero dostrzegam, jak to było kiedy ja byłam w Ich wieku. Dziwiłam się moim rodzicom, że denerwują się krzycząc tysięczny raz, żeby coś tam zrobić. A teraz mam tak samo. Jak tysięczny raz w tym roku muszę huknąć, żeby spuściły po sobie wodę w toalecie albo schowały po sobie naczynia do zmywarki, to mam dość. I przyznaję, że czasem już tak bardzo, że po cichu robię to sama, mimo że wiem, że powinnam być konsekwentnie upierdliwa i pogonić towarzystwo do roboty. Że mimo zmęczenia wolę sama rozpakować zmywarkę, niż gonić Dziewczyny (choć to powoli staje się Ich zadaniem), bo widzę, że spokojnie się bawią i nie chcę Im przeszkadzać.

Są dni, kiedy naprawdę jestem zmęczona, bardziej mentalnie niż fizycznie. Nie mogę się doczekać wieczoru, żeby na 20 minut zamknąć się w łazience, wziąć prysznic i uciec od tego domowego zgiełku, gdzie ciągle ktoś coś chce albo ja sama muszę. A potem myślę, że mamy to, czego wielu może nam pozazdrościć. I wtedy wstaje nowy dzień i zaczynamy wszystko od początku 😉.


17 marca 2018

ósmy

Ósmy miesiąc pyknął Adamowi.

Na chwilę o Nim, bo przecież u takiego malucha wszystko dzieje się niesłychanie szybko. Potem człowiek się zastanawia kiedy to się wydarzyło, a tymczasem dziecko wędruje już z tornistrem do podstawówki.

Ósmy miesiąc to miesiąc raczkowania, a co za tym idzie odkrywania wszystkiego nowego, do czego teraz można dotrzeć, a jeszcze chwilę temu nie można było.
Eksplorowane są wszelkie zakątki domu, dotykane pierwsze książki na dolnej półce biblioteczki, otwierane pierwsze szuflady w kuchni, macany jest iksboks i przesuwane krzesła za nogi. Niezmiennie w kręgu zainteresowań pozostają kable i koty. I Siostry oczywiście.

W zeszłym tygodniu Syn wziął i wstał. Trzymając się kanapy, na proste nogi. Jeszcze nie ruszył, ale u Niego pewnie to kwestia chwili.

Ciągle zaskakujemy go nowymi smakami. Słoiczki swoją drogą plus przy okazji to, co dostają Dziewczyny. Ostatnio były gofry domowej roboty. O zgrozo z mlekiem, jajami i glutenem. I o dziwo nic się dziecku nie stało, oprócz rozdziawionej buzi, która była istną metaforą jakże fenomenalnego smaku tegoż przysmaku.

Reaguje już także na swoje imię, a nawet kiedy mówi się do Niego "zostaw" lub "chodź". 

Fajnie jest, ale osobiście boli mnie fakt, że urlopu zostało mi mniej niż więcej. 
Cóż, życie. I tak super mamy, że Babcia zostaje z Adamem i nie musi iść do żłoba 😉.

16 marca 2018

nothing but them




8 marca 2018

dzień kobiet

Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Pań przesyłam ja!


2 marca 2018

codzienność

A tymczasem w nasze progi zawitała codzienność. Już praktycznie zdrowa, ale na wszelki wypadek do końca tygodnia dzieci jeszcze trzymamy w domu. Przynajmniej już bez leków i nocnych kontroli temperatury.

Adamowi w końcu wyszła górna jedynka. Ty samym są już 4 zęby. Ząbkowanie i choroba to jednak masakra piłą mechaniczną. Raczkuje w tempie zawrotnym, podejmuje próby stawania, z raczkowania przechodzi w klęk i tak siedzi na kolanach przed zabawką i się bawi. Naprawdę musimy już mieć oczy dookoła głowy. Oczywiście najfajniejszym obiektem zainteresowań jest miska z kocim jedzeniem i miska z kocią wodą. I kable. I przedłużacze. I niebieskie światełko on-off na komputerze. Niestety nie za bardzo chce przyswajać zasady BHP i mimo permanentnego odciągania go od wyżej wymienionych przedmiotów, ten i tak zasuwa w ich kierunku.

Hankę gonimy do lekcji, bo do nadrobienia ma ponad 2 tygodnie nieobecności w szkole. Kilka klasówek za pasem, nowe tematy na matematyce itp. - nie będzie łatwo. Pomimo naszego namawiania do "ściągania" na bieżąco lekcji od koleżanek, Hanka robi swoje. Twierdzi, że ona wie lepiej, a my mamy się nie wtrącać w jej lekcje, bo ona jest dorosła i sama się tym zajmie. Po kilku dniach naciskania, które z reguły kończyły się miniawanturką stwierdziliśmy, że katastrofy nie będzie jak odpuścimy, a ona sama niech przekona się na własnej skórze czy zrobiła dobrze czy źle. Może pozytywnie nas zaskoczy i wszystko ogarnie w try miga. Zaufamy jej, a co! 😉

Celina tak się nudzi, że wymyśla milion aktywności na minutę. Będzie robić zadania, kolorowanki, rysować szlaczki. Jednak nie. Będzie gotować w kuchni zupki w swoich mini garnuszkach używając surowego ryżu. Jednak nie. Obejrzy dwudziesty raz w ciągu ostatniego tygodnia Frozen. Kiedy tłumaczę jej, że głowa mi pęknie od kolejnego seansu Frozen, stwierdza, że obejrzy osiemnasty raz w tym tygodniu Vaianę. OK. W połowie stwierdza, że jednak pobawi się w przebieranki w stroje księżniczek. W związku z tym dom jest podzielony na sekcje zabaw Celiny. W pokoju rozłożone ze dwie zabawy, w przedpokoju kolejna, w kuchni kolejna plus rozwalone kocyki i poduszeczki na kanapie w dużym pokoju, jako zestaw startowy do oglądania bajek. Jednym słowem jest wesoło, a cisza zapada jedynie wtedy, kiedy rzucam hasło: "Adam śpi" 😉.

I tak mijają dni, a towarzystwo tylko czeka w oknie kuchennym, aż Tata wróci.

A jak Tata wróci, to wszyscy się bawią Tatą 😉.