24 kwietnia 2018

pozycja nabrzuchowa

Ulubiona.


dzieciństwo w cuglach

Temat już był, powraca i nie da się przed nim uchronić.
Fajnie, że Dziewczyny konie kochają, gdyż dzięki temu spędzają trochę czasu na świeżym powietrzu, uczą się dbać o inne stworzenia, relaksują się. My możemy Im potowarzyszyć i spędzić razem nieco czasu. A w słoneczne ciepłe dni to już w ogóle sama przyjemność. Schodki pewnie zaczną się jak zażyczą sobie swojego konia 😉.





9 kwietnia 2018

hamakuśtawka

Sezon hamakowy uznajemy za rozpoczęty. Doskonale się śpi w takim kokonie.


sis & bro

Tak siostra karmi brata. Siostra zachwycona, że karmi brata, brat wniebowzięty, że karmi siostra.

mamooo! tatooo!

Wyjmijcie mnie stąd!

7 kwietnia 2018

#bff

Z Zosią od przedszkola. Czy na zawsze? Zobaczymy. Na razie dają radę z około 5-minutowymi przerwami na kłótnie 😉.

4 kwietnia 2018

ferrari

Przyszła wiosna, pojawiło się i nowe ferrari Adasia. Co prawda nie żółte, ani nie czerwone, ale Syn po rodzicach gustuje w czarnościach, szarościach i takich tam.
Transportowanie dużego wózka powoli zaczynało być męczące. Składanie, rozkładanie, adaptery. A że mały człowiek powoli zaczyna się sam usadawiać, a usadzony siedzi bez problemu, postanowiliśmy zaopatrzyć się w nową parasolkę. Niestety maklaren dziewczyn dokonał żywota, ale pokój jego duszy, gdyż i tak wytrzymał lat ponad dziesięć wybitnej eksploatacji.
Także wczoraj Tata wrócił do domu z nowiusieńkim, śmigającym cybeksikiem, takim, że cała wieś nam będzie zazdrościć 😉. A że ku naszej radości akurat zrobiła się promocja, to w budżecie wózkowym udało się nam jeszcze zmieścić z nowym fotelikiem samochodowym! 
Wózek ma ponoć także funkcję prysznica, czyścika do butów, turbodoładowanie i wifi.
Na zdjęciach przymiarki i pierwsze wyjście.



wielkanoc

Na Wielkanoc było najprawdziwsze przedwiośnie. Wiatr, szaroburo, zimno i deszcz. Ku zmartwieniu Dzieci i w sumie także ku naszemu.
W sobotę odwiedziliśmy Dziadków na nockę. Planowaliśmy spacery, wizytę w kościółku, na którą z niecierpliwością czekała Celina (nie po to, żeby święcić jajka, ale żeby zobaczyć Jezusa w grobie). Nic z tego. Z przymusu koczowaliśmy więc w domu. Były bajki i było malowanie koni, no bo czego innego.
W niedzielę zjedliśmy śniobiadek i wróciliśmy do domu odwiedzając po drodze Babcię Niusię.
A w domu czekała na nas Babcia Lidka z mięsiwami, sałatką jarzynową i drożdżówką.
W poniedziałek był luz.
Święta jak na święta przystało upłynęły rodzinnie i nawet odpoczynkowo. Oby więcej takich świąt!