W wakacje siedzimy też w domu, więc w ramach atrakcji odwiedzamy przedszkolny plac zabaw. Hani już on nie jara, ale Celę i Adama owszem. Adama nawet bardzo.
27 lipca 2018
26 lipca 2018
sushiżerca
Za sushi z ogórkiem z dodatkiem sosu sojowego da się pociąć.
I nie kończy się na takich sześciu kawałkach.
I nie kończy się na takich sześciu kawałkach.
wakacje
I my pojechaliśmy na wakacje. Nad morze. Polskie. Jak wiele innych Januszów i Grażyn. Do Jantaru. Do Farmy Jantar uściślając. Uwielbianej przez Potomstwo. Uwielbianej bo:
*jest mini zoo;
*jest ptaszarnia;
*jest basen zewnętrzny;
*jest basen wewnętrzny;
*jest stajnia i jazdy konne;
*jest tor gokartowy;
*jest minibus jeżdżący na plażę;
*są koty, które można dokarmiać;
*są animacje i malowanie buziek;
*jest duża trampolina;
*jest plac zabaw;
*jest hamak przed domkiem;
*są inne dzieci, z którymi można się bawić bez zbytniej kontroli starszyzny;
*nie ma zbyt dużo obowiązków.
Kolejność fajności poszczególnych podpunktów jest przypadkowa.
Generalnie na farmie jest, przynajmniej dla naszego Potomstwa, tyle atrakcji, że nawet nie musimy chodzić nad morze. Więc nad morzem byliśmy tylko raz 😀. Wszyscy. Bo Tata z Synem ze względu na wczesne pobudki dziedzica chadzali i o poranku, dzięki czemu żeńska część wycieczki mogła pospać 😀. Z tego miejsca dziękuję więc Tacie Potomstwa za troskę o nasze dobre samopoczucie💙😉.
Żeby jednak trochę więcej napisać, to: pierwsze trzy dni pogoda była zła. Mówiąc delikatnie. Wiało, padało, zimno było. Grzejniki elektryczne huczały na całego. Zdążyliśmy więc odwiedzić Akwarium w Gdyni, zjeść obiad w gdyńskim browarze i wymoczyć się w superkameralnym basenie wewnętrznym. Serio superkameralnym, bo wejście trzeba rezerwować i nie wpuszczają więcej niż 10 osób. A potem siup i z dnia na dzień zrobił się upał, Potomstwo od razu wystrzeliło jak rybki Nemo na basenik, a ja jak te foki z Akwarium wyskoczyłam zaraz za Nimi.
Potem było z górki, bo pogoda była już jak talala więc i basen i spacery i pamiątki i warkoczyki we włosach no i dla odmiany... KONIE! Yeah 😀! Hanka jazdy codziennie, Cela co drugi dzień. Adam w trakcie jazd spał, albo podziwiał. Trafiliśmy też na wizytę mobilnego kowala, który przywiózł cały van sprzętu do podkuwania i Potomstwo patrzyło co i jak.
Jeśli starsze Potomstwo akurat nie pływało w basenie lub nie jeździło konno, to korzystało z atrakcji wymienionych powyżej. Rozpisywać się nie będę, bo przecież wiadomo co robią dzieci w mini zoo albo na torze gokartowym. Proste.
Ale już wróciliśmy. Za rok pojedziemy znowu albo i nie. A jeśli nie, to i tak gdzieś, gdzie będzie co? Brawo Wy! Konie! 😀.
Plaża, 6 rano, Ojciec z Synem.
To jest moim zdaniem jedno z najsłodszych zdjęć ever!
Nogi trzepiemy z piachu przecież.
Patrzcie, mamy takie same kostiumy 😀.
Jednorożce są passé. I już. A jak tego nie wiecie, to nie jesteście na czasie.
*jest mini zoo;
*jest ptaszarnia;
*jest basen zewnętrzny;
*jest basen wewnętrzny;
*jest stajnia i jazdy konne;
*jest tor gokartowy;
*jest minibus jeżdżący na plażę;
*są koty, które można dokarmiać;
*są animacje i malowanie buziek;
*jest duża trampolina;
*jest plac zabaw;
*jest hamak przed domkiem;
*są inne dzieci, z którymi można się bawić bez zbytniej kontroli starszyzny;
*nie ma zbyt dużo obowiązków.
Kolejność fajności poszczególnych podpunktów jest przypadkowa.
Generalnie na farmie jest, przynajmniej dla naszego Potomstwa, tyle atrakcji, że nawet nie musimy chodzić nad morze. Więc nad morzem byliśmy tylko raz 😀. Wszyscy. Bo Tata z Synem ze względu na wczesne pobudki dziedzica chadzali i o poranku, dzięki czemu żeńska część wycieczki mogła pospać 😀. Z tego miejsca dziękuję więc Tacie Potomstwa za troskę o nasze dobre samopoczucie💙😉.
Żeby jednak trochę więcej napisać, to: pierwsze trzy dni pogoda była zła. Mówiąc delikatnie. Wiało, padało, zimno było. Grzejniki elektryczne huczały na całego. Zdążyliśmy więc odwiedzić Akwarium w Gdyni, zjeść obiad w gdyńskim browarze i wymoczyć się w superkameralnym basenie wewnętrznym. Serio superkameralnym, bo wejście trzeba rezerwować i nie wpuszczają więcej niż 10 osób. A potem siup i z dnia na dzień zrobił się upał, Potomstwo od razu wystrzeliło jak rybki Nemo na basenik, a ja jak te foki z Akwarium wyskoczyłam zaraz za Nimi.
Potem było z górki, bo pogoda była już jak talala więc i basen i spacery i pamiątki i warkoczyki we włosach no i dla odmiany... KONIE! Yeah 😀! Hanka jazdy codziennie, Cela co drugi dzień. Adam w trakcie jazd spał, albo podziwiał. Trafiliśmy też na wizytę mobilnego kowala, który przywiózł cały van sprzętu do podkuwania i Potomstwo patrzyło co i jak.
Jeśli starsze Potomstwo akurat nie pływało w basenie lub nie jeździło konno, to korzystało z atrakcji wymienionych powyżej. Rozpisywać się nie będę, bo przecież wiadomo co robią dzieci w mini zoo albo na torze gokartowym. Proste.
Ale już wróciliśmy. Za rok pojedziemy znowu albo i nie. A jeśli nie, to i tak gdzieś, gdzie będzie co? Brawo Wy! Konie! 😀.
Plaża, 6 rano, Ojciec z Synem.
To jest moim zdaniem jedno z najsłodszych zdjęć ever!
Nogi trzepiemy z piachu przecież.
Takie tam na mostku w mini zoo.
Jednorożce są passé. I już. A jak tego nie wiecie, to nie jesteście na czasie.
16 lipca 2018
rok Adasia
Przedwczoraj Adasiowi minął rok.
Były urodziny, przyjechał Dziadek Maciek, Prababcia Ela, Wujek Leszek, oczywiście Babcia Lidka i Waldek, dużo Ciotek i Wujków z dziećmi i ogólnie fajnie było. Był też tort. Bezowy z białym kremem i sezonowymi owocami, bo mama taki najbardziej lubi. Było dmuchanie świeczki i zimne ognie na torcie. I był grill i żelki i popcorn. Mimo kalendarzowego lata siedzieliśmy jednak w domu, bo pogoda była ble. Jak na złość, bo jak Adaś się rodził, to z Tatą Potomstwa cieszyliśmy się, że po zimowych urodzinach Dziewczyn Adasiowi będzie można robić garden party z prawdziwego zdarzenia. A tu pupa.
Prezenty też były. Była kasa i zestaw pampersów, był ręcznik basenowy typu poncho, książeczki, interaktywne bębenki, arki Noego (na złość Tacie Potomstwa, gdyż to zagorzały ateista, a nawet agnostyk rzekłabym), samochodziki i tym podobne, dziecięcy pisuar, ubranka i w ogóle mnóstwo rzeczy. Wszystkim Gościom dziękujemy przede wszystkim za obecność, bo to się liczy najbardziej.
Tymczasem ku pamięci chciałabym zrobić lekki apdejt podsumowujący ten czas, w którym żyjemy z nowym człowiekiem w naszej rodzinie.
Czy coś zmienił? Dla mnie dużo. Na maksa. Dla Innych raczej też. Wniósł taką iskierkę radości, ale dla mnie i luzu. Nie spinam się tak bardzo jak wcześniej. Za Innych się nie będę wypowiadać.
A On? Zaraz pewnie pójdzie na swoich grubiutkich nóżkach przed siebie. Je już prawie wszystko. Pokochał jajecznicę na masełku. Nadal nie przekonał się do świeżych pomidorów. Znienawidził przewijanie na przewijaku. Coraz świadomiej okazuje uczucia. Przytula się, wybiera osoby, do których chce na rączki. Wyciąga rączki jak chce na rączki. Szantażuje płaczem, jak nie dostaje tego, czego chce. Fascynują Go piloty i telefony i co najlepsze nie chce bawić się atrapami, nawet tymi oryginalnymi, tyle że starymi, tylko tymi, które naprawdę działają. Wspina się już sam na łóżko w sypialni, na kanapy. Schodzi tyłem jak nauczyła Babcia Lidka. Nadal kocha cycka, choć dostaje go od jakichś dwóch tygodni tylko wieczorem, w nocy i o poranku, by przyzwyczaić się do jego nieobecności w ciągu dnia w związku z moim nieuchronnym powrotem do pracy. Dobrze jest i fajnie. I to się liczy najbardziej i oby tak już zostało.
Tak wyglądał dzień po imprezie.
A tak wyglądały dzieciaki na Jego imprezie.
A tak z Ciocią Sabiną na imprezie.
A tak On z dzieciakami.
I jeszcze raz.
Były urodziny, przyjechał Dziadek Maciek, Prababcia Ela, Wujek Leszek, oczywiście Babcia Lidka i Waldek, dużo Ciotek i Wujków z dziećmi i ogólnie fajnie było. Był też tort. Bezowy z białym kremem i sezonowymi owocami, bo mama taki najbardziej lubi. Było dmuchanie świeczki i zimne ognie na torcie. I był grill i żelki i popcorn. Mimo kalendarzowego lata siedzieliśmy jednak w domu, bo pogoda była ble. Jak na złość, bo jak Adaś się rodził, to z Tatą Potomstwa cieszyliśmy się, że po zimowych urodzinach Dziewczyn Adasiowi będzie można robić garden party z prawdziwego zdarzenia. A tu pupa.
Prezenty też były. Była kasa i zestaw pampersów, był ręcznik basenowy typu poncho, książeczki, interaktywne bębenki, arki Noego (na złość Tacie Potomstwa, gdyż to zagorzały ateista, a nawet agnostyk rzekłabym), samochodziki i tym podobne, dziecięcy pisuar, ubranka i w ogóle mnóstwo rzeczy. Wszystkim Gościom dziękujemy przede wszystkim za obecność, bo to się liczy najbardziej.
Tymczasem ku pamięci chciałabym zrobić lekki apdejt podsumowujący ten czas, w którym żyjemy z nowym człowiekiem w naszej rodzinie.
Czy coś zmienił? Dla mnie dużo. Na maksa. Dla Innych raczej też. Wniósł taką iskierkę radości, ale dla mnie i luzu. Nie spinam się tak bardzo jak wcześniej. Za Innych się nie będę wypowiadać.
A On? Zaraz pewnie pójdzie na swoich grubiutkich nóżkach przed siebie. Je już prawie wszystko. Pokochał jajecznicę na masełku. Nadal nie przekonał się do świeżych pomidorów. Znienawidził przewijanie na przewijaku. Coraz świadomiej okazuje uczucia. Przytula się, wybiera osoby, do których chce na rączki. Wyciąga rączki jak chce na rączki. Szantażuje płaczem, jak nie dostaje tego, czego chce. Fascynują Go piloty i telefony i co najlepsze nie chce bawić się atrapami, nawet tymi oryginalnymi, tyle że starymi, tylko tymi, które naprawdę działają. Wspina się już sam na łóżko w sypialni, na kanapy. Schodzi tyłem jak nauczyła Babcia Lidka. Nadal kocha cycka, choć dostaje go od jakichś dwóch tygodni tylko wieczorem, w nocy i o poranku, by przyzwyczaić się do jego nieobecności w ciągu dnia w związku z moim nieuchronnym powrotem do pracy. Dobrze jest i fajnie. I to się liczy najbardziej i oby tak już zostało.
Tak wyglądał dzień po imprezie.
A tak wyglądały dzieciaki na Jego imprezie.
A tak z Ciocią Sabiną na imprezie.
A tak On z dzieciakami.
I jeszcze raz.
14 lipca 2018
gadżet mobilny
Ostatnio Adaś dostał część swojego urodzinowego prezentu od Dziadków M.. Przenośny fotelik do karmienia. Kiedyś kupiliśmy jeden, wydawało nam się, że kozacki, ale nie umywa się do tego. Ten jest na wypasie. Najlepsze jest w nim to, że nawet pięcioletnia Celina do niego się mieści, więc świetlana przyszłość przed nim.
5 lipca 2018
zuzia
Zuzia jest najlepszą przyjaciółką Celi. To co ma Zuzia ma i Celina. Albo przynajmniej mieć chce. To co Zuzia robi, Cela robić także chce. Oprócz przedszkola razem chodzą na balet. Może po wakacjach też będą. Nawet jeśli nie na balet tylko coś innego, to na pewno razem. Tymczasem wracają z udanego występu, który miał miejsce tydzień temu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)