6 grudnia 2010

projekt stolica


Tato wspomniał o światełkach na nowym i krakowskim. W zeszłym roku nie widzieliśmy ich wcale. I nie wiem jak to się stało. Jedno z tych do nadrobienia. Koniecznie.

W niedzielę Hance włączył się szwędacz. I fakt, dawno nigdzie nie byliśmy. Przez te chorowanie. Basen odpada. Jakoś miastowo nie ruszaliśmy się wcale. I daliśmy się namówić. Hance. Bez planu i z pozytwnym nastawieniem. Bez ciśnienia. Bez pośpiechu.

A to jeszcze mikołajkowa niedziela ;) Tam gdzie chcieliśmy iść było zamknięte. Gdzie nie chcieliśmy ale poszliśmy, Hanka bawiła się wybornie. Miał być rosołek na obiad - wypadło na makaron i pizzę. No i miały być światełka. I były. Ale w bardzo okrojonej wersji ze względu na zimno. A nie było nawet poniżej -10. I zrobiłam dwa zdjęcia z poświęceniem zdejmując ciepłe rękawiczki.


A na sam koniec Hanka dobiła się tortem czekoladowym i gorąca herbatą. A nas kawą.






Spostrzeżenia - Hance takie wypady służą. Byliśmy nią zachwyceni. Zauroczeni. Bardziej niż zawsze. Pełna symbioza. Humor jej dopisywał od początku do końca. Zero marudzenia - w co obfitowały ostatnie dni. Była zabawna. Radosna. Żartowała. Nawet zimno jej nie ruszyło. Fajnie nam razem było.

Ale nie ma to tamto. Krakowskie nadchodzimy - prędzej czy później.
:)

2 komentarze:

Delie pisze...

Minęliśmy się?:)
Następnym razem dajcie znać:) Może wypijemy kawę? Na Krakowskim:)

-Longina- pisze...

A jaka skupiona minka. Pewnie dlatego, że Hanka delektowała się torcikiem :)