W sumie zastanawiam się czy muszę coś więcej pisać, bo reakcja Potomstwa była bardziej niż oczywista...
Więc może po prostu przedstawię 3 punkty widzenia. Hanki, Celi i Rodzica. Hanki i Celi z punktu widzenia rodzica. Rodzica z punktu widzenia mojego. Póki co punkt widzenia Adama się nie liczy.
Hanka.
Na Niej największe wrażenie zrobiła część Star Wars. Pewnie, że inne atrakcje, z których udało nam się skorzystać czyli rejsik łódeczką, karuzela w krainie Alicji z Krainy Czarów, wioska Coco też, ale Star Wars to było TO. Umówmy się. Hanka to JUŻ NIE DZIECKO. Hanki nie jarają księżniczki Disneya, bo wie, że to bajka i żadnych księżniczek nie ma. Ale Star Wars to już co innego. Star Wars jest cool. Star Wars to platforma porozumienia między Nią a Tatą Potomstwa. Skoro Tata Potomstwa się zajarał, to co dopiero Hanka. Ponoć takie fajne, że każdemu polecają. I nadal jarają się wspominając o tym.
To widzieli:
Hanka zjadła także popcorn, a w sklepie z upominkami wybrała sobie kubek z logo Disneyland z diamencikami. O.
Celina.
Celina = księżniczki. To znaczy normalnie = Wonder Woman, ale na potrzeby wizyty w Disneylandzie wróciła do starych autorytetów i szukała Elsy. I znalazła. A oprócz Elsy znalazła chyba wszystkie inne księżniczki. Na Paradzie. Były najsłynniejsze postacie z Disneya. I wszystkie księżniczki! I Roszpunka była, i Anna i Kopciuszek i królewna Śnieżka i jeszcze inne i inne. A Cela stała, skakała, machała, wykrzykiwała w ich kierunku. Nie mogło być lepiej. A miejsca znaleźliśmy znakomite! Na serio.
Nawet przez moment nie była zmęczona. Biegała, skakała, kiedy zazwyczaj siły opadają Jej po przejściu 300 metrów prostym chodnikiem. Nie tutaj.
I kupiła sobie opaskę z uszami myszki Miki i wizerunkiem Elsy. Ale zgubiła. Ciocia Asia obiecała, że jak pojedzie do Disneylandu z Antkiem to kupi Celi drugą taką samą 😉.
Taka była parada:
Rodzic.
W skrócie:
- bilety drogie na maksa;
- wszystko inne drogie na maksa;
- gadżety Disneya na AliExpress zamówicie za 1/100 ceny;
- wszystko doskonale zorganizowane: parking, toalety, przewijaki dla dzidziusiów, liczba restauracji, punkty informacyjne, drogowskazy - nie mogę nic zarzucić;
- obsługa mówi po angielsku, ale jest tak flegmatyczna, że nie dziwne, że wszędzie są kolejki;
- standard wykonania? Szczerze w życiu nie byłam w bardziej zadbanym i dopieszczonym parku rozrywki, a mówiąc szerzej miejscu użytku publicznego sfokusowanego na rodziny. Spodziewałam się atrakcji i wyposażenia przechodzonego przez X lat istnienia parku, zardzewiałych elementów i odpadającej farby. Noł, noł, noł. Nic z tego. Dopieszczone na maksa i relatywnie... czyste.
- Powtórzę jeszcze raz. Drogo na maksa.
Ale co tam. Serce raduje się jak widzisz tę niczym nieskrywaną dziecięcą radość i fascynację 😋.
Moi Drodzy. Kraina szczęścia Waszych Dzieci naprawdę istnieje. Jest jakieś 1000 kilometrów stąd. Jest droga (tak wiem powtarzam się), ale istnieje. Nazywa się Disneyland.
0 komentarze:
Prześlij komentarz