Tak wiem. Wiszę jeszcze ostatni wpis eurotripowy. Jednak zanim do niego przysiądę krótka aktualizacja na temat niekoniecznie szarej codzienności.
Jak zwykle chyba, zaczynam od najstarszej.
Najstarsza już weszła w tryb szkolny. Od tego tygodnia zaczął się już dodatkowy angielski, który wyjątkowo przeżywa, bo... Pani lektorka jest bodajże Brytyjką i zajęcia angielskiego prowadzi po angielsku 😉. Dziecko załamane, a rodzice zadowoleni, że tyle dobra i wymiernych korzyści spotkało nasze Dziecko. Niedługo zaczyna się też lekkoatletyka, Hanka ma plan powrócić w wielkim stylu. Już wczoraj chwaliła się, że na WF-ie pobiła rekord życiowy na 60 metrów. Poza tym miała nie siedzieć w ławce z Zosią, ale siedzi. No jakby mogło być inaczej.
Średnia z kolei już w pierwszym tygodniu przedszkola przyniosła jakiegoś wirusa. Oprócz Niej rozłożył się Adam. Dziś wtorek, drugi tydzień zajęć. Dziecko wróciło do żywych, poszło do przedszkola, rodzice dostarczyli pani przedszkolance wnioski na temat eliminacji laktozy z diety i wszystko się kręci. W niedzielę był też szał nauki jazdy na rowerze dwukołowym. Jeszcze nie pojechała, ale próbowała. Aha. I Dziecko średnie ma ostatnio fazę na film "Pszczoły". Ta bajka jakoś wyjątkowo mnie nie mierzi.
Najmłodszy zaczyna (w końcu) przygodę z chodzeniem. Babcia Lidka dzielnie Go trenuje. Kilka razy zdarzyło Mu się z rozpędu przejść 3 kroki. Idzie Mu coraz lepiej, ale jednak trochę jeszcze brakuje. Zaczął też jeść parówki. Ania Lewandowska rzuciłaby we mnie pulpą z suszonego daktyla, spiruliny, masła konopnego, mąki orkiszowej i posypała cukrem kokosowym. Biorę to na klatę. Tak, ja podałam mu pierwszy kęs parówki. Ale też dręczona wyrzutami sumienia wynalazłam w zeszłym tygodniu odrobinę lepszą alternatywę. Serdelki Amelki z hipsterskiego, żoliborskiego sklepu ze zdrową żywnością i tradycyjnymi wędlinami. Choć osobiście wydaje mi się, że nazwa Serdelki Amelki jest nieco przerażająca (zastanawiam się czy Amelka to np. wnuczka właściciela masarni i na jej cześć nazwał serdelki, czy też Amelka to świnka, z której nóżki powstały owe serdelki), to najnormalniej w świecie po prostu pachną one mięsem i widać, że są z mięsa a nie MOMu. Tak więc Syn żyje ostatnio serdelkami, jajkiem na twardo i jeszcze pachnącymi, letnimi pomidorami, które w każdy czwartek i sobotę Babcia Lidka kupuje na lokalnym targu. A wczoraj w końcu nieco przekonał się do kiwi. Minę ma nietęgą, ale zjadł prawie całe.
0 komentarze:
Prześlij komentarz