17 października 2011

zoo i kitty


Z całego tego wrześniowego wyjazdu to nie wiem co bylo większą atrakcją. A może pompowane zdjeżdzalnia i kulki?

Po co się chodzi do zoo? Żeby po wyjściu kupić sobie balona, który upatrzyło się już przed wyjściem ;) Kiedyś to był motyl ;)

Ale mówię, nie ma to jak wybrać się w niedzielę do zoo ;) Nie ma gdzie zaparkować auta, kolejki do kasy oczywiście długie a zwierzęta marudne i znudzone. Dla przykładu hipopotamy - mimo fantastycznej nowej miejscówy, a może właśnie dlatego czy zebra, która pokazuje tyłek. O wylniałych i śpiących lwach i drapieżnych nie wspomnę. Podobnie jak o żenującym zachowaniu ludzi przy wybiegu pawianów. Co nas oczywiście wcale nie zniechęciło. Nic a nic.
:)
/poprzednim razem zebry nie udało nam się zobaczyć wcale/



16 października 2011

wrześniowe


Wrzesień jaki był każdy wie.
Pięknie było.
Patrząc dzisiaj przez okno myślę, że jesień rekompensuje nam lato. Słonecznie.
U nas miejsce basenu zajęło ognisko.
Ku ogólnej uciesze. Ognisk zaliczyliśmy już kilka. Jedne z pieczeniem kiełbasek. Jedne nawet z pieczeniem ziemniaków. I chleba. Z keczupem obowiązkowo. Hanka oczywiście.
Ja ogniska uwielbiam.
Ogniska, kominki, piece ;)
Palić, spalać, kopcić ;)
Miałam kilka godnych epizodów pirotechnicznych, które zapadły rodzinie głęboko w pamięć. Niech Dziecko lepiej się nie dowiaduje o nich za wcześnie. Ciekawe czy historie o 'rodzicach' będą dla niej zaskoczeniem. Bo ja w jej wieku....kochani. Hanka to lajcik. Jak Tata w jej wieku ;)

Ognisko. Te pierwsze.
Niektórzy to chyba byli w zuchach ;) /Babcia/


Wiadomo kto zapewniał rozrywkę. Bez tańców. Sama muzyka i śpiew ;)



12 października 2011

andielsti


Wczoraj Hanka w przedszkolu odbyła pierwszą lekcję języka angielskiego. Pomijam wszelakie aspekty jak to wyglądało a jak byśmy chcieli żeby to wyglądało i takie tam. Jest jak jest i jest ok.

Oczywiście lekcja wzbudziła powszechne zainteresowanie. U Babci. Taty. Inne.
Co robiliście? A czego się nauczyłaś? Jakieś słówka? - gradobicie :)
Nic. Niczego. Nie wiem. - padały odpowiedzi.
A chociaż fajnie było? zapytałam na pocieszenie.
Bardzo fajnie ! zdrowy entuzjazm.

Przy wieczornym masażu brzuszka /który zbyt często pobolewa i sama już nie wiem czy z choroby czy z potrzeby miłości i masażu/ Hanka niepewnie - a baj baj to jest papa po andielstu? Tak. Chyba pamiętasz z tej lekcji więcej niż myślisz.
Tak
.
A w piątek mam taniec !

Czekamy na piątek ;)

Przy usypianiu przypomniało się jeszcze heloł.

11 października 2011

W poprzednim wcieleniu ;)

Rozmawiamy z Tatą o wyjeździe. Jakimś zimowym. Polskim.
O Ustroniu i Wiśle.
O sankach i nartach.
A ja umiem jeździć na nartach. Tak się jeździ.... /szuszuszu pokazuje/.
Tak? Jesteśmy zdziwieni. A skąd wiesz jak się jeździ?
Uczyłam się.
Tak? Kiedy?
W zimę. Jak byłam na studiach!


Heloł ;)
Reinkarnacja?

z miłości


/piegi/



tort imieninowy


Tort Ciastolinowy.
Obowiązkowo ze świeczką.
Wg Hanki imieniny obchodzi się hucznie i co najmniej trzy dni. Z dużą ilością gości.
A to były Taty imieniny.
To i tort być musiał.
Chociaż.


Tak jej się spodobało, że następnego dnia zrobiła jeszcze jeden dla siebie. Bez okazji. Albo nie. Z okazji - Taty wczorajszych imienin.

rodzina

Wczoraj obiło mi się na tablicy.
Tata mówi, że to widział. A ja nie. Na tablicy dużo czasami się dzieje.
Hanka sama z siebie.


Moja fryzura mówi sama za siebie ;)
A w przedszkolu podobno malowali Tatę.
I tego jestem ciekawa bardzo ;)

level up

Do góry.
Na dach.
Na drabinę.
Na drzewo.
Wspinać się.
Wchodzić.
Wyżej.
Wyżej.

Takie to ma zapędy Dziecko.
Kiedyś nie miało.


Wchodzeniem po bramie - zachwycona.
I już kombinuje gdzie wyżej.
A Tata proponuje taras widokowy na Pałacu Kultury.
:)

Ps. Bardzo ważne.
Hanka opanowała suwaki. Zasuwanie. Samodzielne. Zapinanie suwaka. Samodzielnie. I jest z tego bardzo dumna. Ja też i ją rozumiem :)

o czym to ja miałam

Tracę rozeznanie.
Nie jestem na bieżąco z informacjami na blogu swoim i innych. Koszmar.
Fotograficznie siedzę we wrześniu.
W zeszłym tygodniu kilka dni spędziłyśmy razem w domu. Era katarek-kaszelek rozpoczęta.
Chorowanie nawet lekkie w wersji Hankowej nie jest już lekkie.
Chociaż schemat od dawien dawna zachowany.

Poniedziałek.... mogłabym nie istnieć a moje życie wyznaczają posiłki. A, że na dodatek Hanka na nic nie ma ochoty to moje życie jest beznadziejne. Do tego niedobry, niesmaczny syropek w ilości 6 ml staje sie dramatem i nie lada wyzwaniem trzy raz dziennie.
Wtorek. Może coś porobimy. Chce coś porobić. Ale nie mam siły. - Hanka w telegraficznym skrócie.
Środa. Psitul mnie ! Chorobowo jest zdrowo ale psychicznie dramat. Nie mogę pozwolić na bieganie, skakanie czy jazdę na rowerze. Przypominam sobie nudny poniedziałek i walczę z ciastoliną, kredkami, naklejkami, puzzlami i chyba połową gratów która zalega pokój. Hanka przydała się również przy myciu podłogi.




Przy okazji kredek.
Ostatnie kolorowanki Hanki pamiętam z okolic marca- maja. Później echo. Dziecko w okresie ciepłym przyborów nie tyka. I tu zaskoczenie. Kolorowanka pokolorowana. Porządnie ;) Bez wyjeżdżania za linię /co osobiście mam gdzieś/ i pokolorowana w całości. Każdy element. Nie wybiórczo jak dawniej. Wytrwale. Postanowiła, że pokoloruje i tak zrobiła. Od początku do końca. Starannie. Dwukrotnie.


W czwartek Pani Dr zezwoliła na przedszkolny powrót i cały dzień upłynął na pytaniu kiedy będzie jutro, za ile godzin będzie jutro i tak dalej.

W piątek poszła do przedszkola ale poprosiła o wcześniejsze odebranie. Przed leżakowaniem.
A dodam - bo mogę już nie dodać nigdy - Hance na leżakowaniu udaje się czasami USNĄĆ ! Czasami. Sporadycznie. Trzy do pięciu razy ale miejsce miało. Co uznaje za niebywałe i czekam aż Panie udowodnią mi zdjęciem albo filmem.

:)

I tak to radośnie minął nam cały tydzień.
A Hanka dalej kaszle.