11 października 2011

o czym to ja miałam

Tracę rozeznanie.
Nie jestem na bieżąco z informacjami na blogu swoim i innych. Koszmar.
Fotograficznie siedzę we wrześniu.
W zeszłym tygodniu kilka dni spędziłyśmy razem w domu. Era katarek-kaszelek rozpoczęta.
Chorowanie nawet lekkie w wersji Hankowej nie jest już lekkie.
Chociaż schemat od dawien dawna zachowany.

Poniedziałek.... mogłabym nie istnieć a moje życie wyznaczają posiłki. A, że na dodatek Hanka na nic nie ma ochoty to moje życie jest beznadziejne. Do tego niedobry, niesmaczny syropek w ilości 6 ml staje sie dramatem i nie lada wyzwaniem trzy raz dziennie.
Wtorek. Może coś porobimy. Chce coś porobić. Ale nie mam siły. - Hanka w telegraficznym skrócie.
Środa. Psitul mnie ! Chorobowo jest zdrowo ale psychicznie dramat. Nie mogę pozwolić na bieganie, skakanie czy jazdę na rowerze. Przypominam sobie nudny poniedziałek i walczę z ciastoliną, kredkami, naklejkami, puzzlami i chyba połową gratów która zalega pokój. Hanka przydała się również przy myciu podłogi.




Przy okazji kredek.
Ostatnie kolorowanki Hanki pamiętam z okolic marca- maja. Później echo. Dziecko w okresie ciepłym przyborów nie tyka. I tu zaskoczenie. Kolorowanka pokolorowana. Porządnie ;) Bez wyjeżdżania za linię /co osobiście mam gdzieś/ i pokolorowana w całości. Każdy element. Nie wybiórczo jak dawniej. Wytrwale. Postanowiła, że pokoloruje i tak zrobiła. Od początku do końca. Starannie. Dwukrotnie.


W czwartek Pani Dr zezwoliła na przedszkolny powrót i cały dzień upłynął na pytaniu kiedy będzie jutro, za ile godzin będzie jutro i tak dalej.

W piątek poszła do przedszkola ale poprosiła o wcześniejsze odebranie. Przed leżakowaniem.
A dodam - bo mogę już nie dodać nigdy - Hance na leżakowaniu udaje się czasami USNĄĆ ! Czasami. Sporadycznie. Trzy do pięciu razy ale miejsce miało. Co uznaje za niebywałe i czekam aż Panie udowodnią mi zdjęciem albo filmem.

:)

I tak to radośnie minął nam cały tydzień.
A Hanka dalej kaszle.

0 komentarze: