Zacznę od tego, że jest 1 w nocy. Tata Potomstwa śpi od godziny, Cela wybyła na nockę do Babci Lidki, Hanka na obozie, Adam przed chwilą zaliczył pierwsze z nocnych karmień i ponownie odleciał w objęcia Morfeusza. Wydawałoby się, że noc idealna na odespanie poprzedniego (ponad) roku. Druga taka od kiedy urodził się Adam, kiedy obu Dziewczyn nie ma w domu, więc obowiązków wieczornych i porannych zdecydowanie mniej. A ja spać nie mogę. Na zewnątrz przyjemna temperatura, okno otwarte, świeże powietrze nawiewane przez wiatrak i normalnie nawet szczekający pies, ani odgłosy z wieczoru panieńskiego nie byłyby w stanie zakłócić mojego procesu zasypiania. Ale nie. Leżę i myślę. I złapałam się na tym, że myślę TYLKO o Potomstwie. O niczym ani nikim innym. O tym, jak tam Hanka na obozie, co Celi jutro spakować na wyprawę do Jagody, kiedy Adam w końcu zacznie sam chodzić, ile będzie prania jak Hanka z obozu wróci, co jutro na obiad, żeby i Syn zjadł razem z nami, jak zagospodarować Potomstwu czas wolny w samochodzie podczas naszego eurotripu i jak się spakować, żeby logistycznie temat był jak najprościej ogarnięty. I o czymś jeszcze myślałam, ale mózg mi się zlasował od tej ciąży i karmienia piersią i szybko zapominam.
I dążę do tego jakiego to fascynującego odkrycia dokonałam. Osobiście uważam, że dzieci są ekstremalnie ważne w życiu, jeśli nie najważniejsze, ale od zawsze miałam swoją osobistą przestrzeń wyraźnie zaznaczoną. Wydaje mi się, że nie należę do tych matek, które poświęcą siebie w imię wychowania dzieci, które mogą wszystko i nie potrafią czekać czy uszanować właśnie przestrzeni drugiego człowieka. Zwracam Im uwagę na to, żeby odpuściły dobijanie się do Babci o każdej porze czy żeby dały mi 20 minut czasu tylko dla mnie podczas wieczornej kąpieli. Staram się uczyć, żeby poczekały z tym co mają do powiedzenia aż skończę rozmawiać z drugą osobą. Żeby spróbowały odpuścić krzyki i czasem durnowate wygłupy, bo na przykład ktoś śpi albo gorzej się czuje. Żeby szanowały rzeczy, które się dla Nich robi i czas oraz środki, które się na to poświęca. I do tej przestrzeni wracając, właśnie uświadomiłam sobie, ile, zupełnie nienachalnie i samoczynnie, tej przestrzeni Dzieci mi zabrały. Żeby nie było. Nie jest mi z tym źle. Nadal mam "swój" czas na kąpiel, serial na netflixie czy książkę w podróży. Niedługo będę mieć jeszcze ponad dwie godziny spędzone na dojazdach do pracy i osiem godzin w pracy. Ale część mojego mózgu, obawiam się, że już bezpowrotnie, przełączyła się na tryb "Dzieci". Nie wiem czy jest w tym coś odkrywczego dla świata, zapewne nie, ale dla mnie tak.
Dobranoc.
15 sierpnia 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz