19 października 2018

bienvenue à Paris!

Zdałam sobie sprawę, że zaczynają mi się ulatniać wspomnienia z naszej wyprawy i stwierdziłam, że czym prędzej muszę w końcu napisać co i jak.

Fartem udało się tak, że pod Paryżem mieszkają nasi Przyjaciele, Maciek i Asia. Z automatu więc, zaliczając wycieczkę do Babci do Belgii, zahaczyliśmy o Paryż, gdyż to rzut beretem. Laski w sumie zajarane (przynajmniej częściowo) bo wieża Eiffla i Antek, ja bo po prostu Paryż, nieważne, że tysięczny raz, ale Paryż is olłejs a gud ajdija, Adam pewnie miał to gdzieś, a Tata Potomstwa w sumie nie wiem, bo On mówi jedno, żeby zrobić mi przyjemność, a w głębi duszy pewnie marzył o tym, żeby usiąść z Maćkiem i napić się piwa 😃. Trudno. Wiem, że to moja wina, ale "przymusiłam" towarzystwo do zwiedzania. Wmówiłam sobie, że w życiu najważniejsze są rodzina i podróże, więc podejmuję próby wpajania tych założeń kolejnemu pokoleniu 😉.

Zawczasu ustawiłam trasę zwiedzania, żeby zaliczyć wszystkie najważniejsze miejsca, oczywiście w takim stopniu w jakim uda się to zrobić w ciągu jednego dnia i z czwórką Bachonarium (bo mieliśmy jeszcze towarzystwo Antka i Asi).

Zebraliśmy się rano autem z Chartres, tam gdzie mieszkają, i ruszyliśmy na miasto. Zaparkowaliśmy na wjeździe, bo przecież głupi nie jesteśmy i nie będziemy autem jeździć po Paryżu, bo to bez sensu. Dajemy do metra i na sam począteczek (zaznaczam, że Adam jeszcze nie chodził, bo to koniec sierpnia był), od razu wnoszenie i znoszenie wózeczka po schodach do metra. Z góry na dół, z dołu do góry i jazda 😃. Metro stare, nieprzystosowane, dobrze, że w dwójkę byliśmy, to śmigaliśmy. Ja i Tata Potomstwa z Adamem, a Asia koordynowała starsze Towarzystwo. Cela na początku wystrachana, bo TO METRO. W Warszawie jeździła, ale mimo wszystko nie jest przyzwyczajona. W każdym razie dojechaliśmy na Trocadero, a tutaj niespodzianka, bo żeby tak pusto było, to ja nigdy nie widziałam. Żadnych kolejek do brzegu tarasu, luźniutko, normalnie WOW. Jak się potem okazało w ogóle było jakoś tak pusto, i jak domniemałyśmy później, sierpień chyba i paryżewo na urlopy powyjeżdżało. Dygresję jeszcze zrobię, to czego się obawiałam, to to, że w pewnym momencie Potomstwu nóżki wysiądą, a tutaj kolejna niespodzianka, domyślam się, że zasługa obecności Antka i wzajemnego napędzania się, nic a nic Towarzystwo zapitalało w tą i z powrotem i ani śniło o tym, żeby się zatrzymać! Wyobraźcie więc sobie, że kiedy jesteśmy w domu, Celina jęczy po przejściu 200 metrów, a tam zrobiła trasę Trocadero-Wieża-Pola Elizejskie-Luwr, potem krótki przejazd metrem, Pigale-Rue Garreau-Moulin Rouge i nic. Po drodze jeszcze ogarnęli plac zabaw w Tuileries. Także brawo Oni!

Z ciekawostek gastronomicznych, choć serio nie wiem czy kogoś to interesuje, ale piszę to przecież Dzieciom na pamiątkę, Potomstwo oszamało naleśniki z budy naleśnikowej, tonę croissantów, które zabraliśmy ze śniadania w domu i... makdonalda! Choć jak potem poszliśmy na jedzenie "dla dorosłych" to Hanka się załamała, że ona już zjadła makdonalda a tutaj takie dobre mięsko. Ups 😕.

Późnym popołudniem wróciliśmy do domu, w końcu Dzieciaki padły na kanapę i odpaliły konsolę. Asia zaserwowała rosołek, a my z Adamem i Maćkiem poszliśmy jeszcze zobaczyć katedrę w Chartres. Tutaj zaznaczam, że pluję sobie w twarz, że nie wyciągnęłam Hanki, żeby poszła z nami. Bo skoro na nas zrobiła wrażenie swoją okazałością i gigantycznością, to co dopiero na Niej. No i skoro jest wpisana na listę UNESCO, to musi coś znaczyć... Na Adamie nie wiem czy zrobiła wrażenie, ale jako amator świeżego powietrza, spacerek na pewno docenił 😉.

Także veni, vidi, bez vici. W trybie podstawowym, Paryż Potomstwo zaliczyło 😃!



 

 

 









17 października 2018

Waldek

Dzisiaj odszedł Waldek.

W sumie mimo wszystko niespodziewanie. Piszę o tym tutaj, bo dla Potomstwa był kimś więcej niż tylko sąsiadem. Był prawie Dziadkiem. Pomijając nasze wyjazdy, był z Nimi praktycznie codziennie. Od urodzenia. Fundował prezenty, pilnował, uczył jeździć na rowerze, chodzić, zabierał na lody do Bożenki. Adam był w Nim zakochany. Z wzajemnością zresztą. Waldek był jedną z pierwszych osób, które zaczął poznawać i za którą płakał, gdy znikała z zasięgu wzroku. Troszczył się o Potomstwo jak o swoje wnuki. Był tak bardzo "wpasowany" w krajobraz naszego domu, że czasem nawet nie zwracaliśmy na Niego uwagi. A teraz będzie Go nam brakować. Bo już więcej nie popilnuje Celiny w basenie, ani nie pójdzie z Dzieciakami na placyk. 

Już tęsknimy.


15 października 2018

dziewczyna to dziewczyna

Dzisiaj nietypowo, bo w mono. Przy tym zdjęciu tak jest lepiej i myślę, że taka wersja nawet bardziej się Hance spodoba.

Co prawda zdjęcie jak zdjęcie, ale jakoś tak uzmysławia mi jak Hanka rośnie. Albo inaczej - dorasta. Bo ubiera się już zupełnie inaczej niż choćby rok temu. Kombinuje, jak co z czym połączyć, żeby było wyjściowo. Tu padło na stylizację szaro-czarną, stonowaną. I pomimo puszkowych kulek na opasce i puszkowych sznurówek na trampkach, to jest jakoś tak dorośle.

I jeszcze jedno. W końcu ładnie pozuje do zdjęć i patrzy się w obiektyw 😉.



back to school

Hanka dostała nowy plecak. Stary był już podobno nieodpowiedni jak dla piątoklasistki (nie takie kieszenie, nie taki podział plecaka), a poza tym ramiączka się rozregulowywały i generalnie był nie taki jak powinien. 
Ale że w przyrodzie nic się nie marnuje, to i stary plecak znalazł nowego właściciela. Przynajmniej na chwilę. Nowy właściciel zachwycony, a i plecak pewnie szczęśliwy, że nie trafił od razu na śmietnik. 
I nieważne, że trudno się z nim chodzi i że zawadza o nogi. Syn pewnie gdyby mógł, to chętnie poszedłby z tym plecakiem do szkoły razem z Hanką.



pierwsze kalosze

Jesień mamy, to i kalosze muszą być.
Padło na krokodyle.



poszedł

Znowu cofam się w czasie, bo nadrabiam zaległości.

Otóż 17 września Syn wstał i poszedł tak na serio. Nie tam, że zrobił dwa kroki z rozpędu, tylko tak na 100%, sam z siebie na dużą (jak dla Niego oczywiście) odległość. Tak bardzo zajarał się faktem nabycia nowej umiejętności, że cały wieczór ganiał po korytarzu w jedną i drugą stronę nie dając się nawet dotknąć 😂. Teraz, po miesiącu przygody z chodzeniem jest jeszcze lepiej. Trzymany za rękę wchodzi i schodzi po schodach, a my staramy się nie krępować go na siłę w wózku, tylko tam gdzie się da, wypuszczamy Potomka i niech odkrywa świat po swojemu. 

Zdjęcia z owego dnia, kiedy to poszedł.
P.S. To na czole to ślad po komarze, nie siniak.


sleeping beauty


niedzielny obiad na zakończenie lata

Wiem, że jest październik. Ale w jedną z wrześniowych niedziel postanowiliśmy pojechać na obiad, niedzielny właśnie, do Dworu Strzyżew. Znajomi polecili, że jedzonko takie fajne i tak ładnie i w sumie to bliziutko, a że pogoda dopisała, a mi nie chciało się gotować, to pojechaliśmy. I Babcię Lidkę też zabraliśmy.






9 października 2018

pokolenie ikea

Uważam osobiście, że Ci wszyscy trenerzy mentalni, kołczowie, psychologowie , socjologowie, używając określenia Pokolenie Ikea nie mają pojęcia o czym mówią. Przecież mogli sobie wymyślić każde inne określenie np. pokolenie słoików, pokolenie starbaksów, pokolenie mordoru, pokolenie korpo, whatever. Ja mam za to w domu prawdziwe i jedyne w swoim rodzaju Pokolenie Ikea

Chłopiec, lat 1, dziewczynka, lat 5. Nie potrafią czytać, ale biało-czarne instrukcje montowania mebli są super. A najlepszą atrakcją jest walanie się w pustych kartonach i przerzucanie woreczków ze śrubkami. Aż z ciekawości wpadłam na stronę Ikea i jakiż piękny slogan znalazłam: "Zabawa to Poważna Sprawa"!

Także reasumując i biorąc pod uwagę fakt, że nasz dom jest zdominowany przez Dzieci, a zabawa to poważna sprawa, dopóki Potomstwo nie poszło spać, montaż się nie rozpoczął, gdyż elementy mające zostać wykorzystane do powyższego i kartony, które miały być wyniesione stanowiły swoisty plac zabaw 😂.



strongman

Kontynuując wenę poprzedniego posta odnoszącą się do wielkości Syna, pragnę poinformować, że rośnie nam drugi Pudzian.
Od jakiegoś czasu, a dokładniej od kiedy stanął na nogi (o tym w kolejnym poście, choć wiem, że nie będzie to chronologiczne) i uwolniły mu się ręce, Syn nosi wszystko co popadnie. Najlepiej coś, co jest Jego wielkości. I żeby było wystarczająco ciężkie, bo lekkie rzeczy są dla mięczaków. Butla po wodzie demineralizowanej jest boska, bo ma ekstra uchwyt. Co prawda ona jest lekka, ale garnuszek sensoryczny nadrabia ciężarem.

jesienny outfit toddlera

Pierwsze jesienne chłody za nami, a więc i zestaw w szafie Adama musiał ulec apdejtowi.
Czapka, która na wiosnę spadała na oczy, jest w sam raz.
Kurtka, rozmiar metkowy na 2-3 lata, jest praktycznie idealna.
Dziecko wielkie, po mamusi zresztą.
Rusza podbijać wieś.



8 października 2018

bo na Żoliborzu musi być stylowo

Wiem. Nie było mnie prawie miesiąc. Obiecuję. Nadrobię. 

Tymczasem na sobotni obiadek wpadliśmy na Żoliborz. Ja wiem, że to może na wyrost i Tata Potomstwa nie lubi jak tak mówię, ale moje prywatne zdanie jest takie, że na Żoli panuje hipsterka. Jest tam tak stylowo, że łomatko i córko. Nawet starsze panie i panowie jacyś tacy eleganccy. O! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to takie nasze warszawskie SoHo. A co! Także puenta jest taka, że tutaj musi być modnie. No to zadały Dzieci szyku. Na insta hasztagowałabym #ootd.