



Efektem końcowym chciałam zobaczyć pusty talerzyk. Ale cóż. Pierwszy zniknął makaron. Potem rybka, którą to starała się podzielić z kotami, które to z obawy przed gromką matką trzymały się jednak z daleka. Surówka mimo sprytnego przebiegłego planu została na talerzu i suma sumarum wylądowała w brzuchu ale matki nie dziecka. Swoją drogą pyszna jest i nie wiem czemu Hanka nie lubi. Kolor ją zraża czy co.

2 komentarze:
no na taki obiad to sama bym sie skusiła :) u nas wygląda jedzenie tak samo ja sie naprodukuję nawymyślam a potem musze to sobie zjeść :D efekt taki, że dziecko szczuplutkie a matka za chwile bedzie szersza niż wyższa (a 175 cm mam) ;)
jak dla mnie to i tak pięknie je! a spryciula nie da się oszukać matce, a co! jak zrobi ładne oczka to mamcia da samą mandarynkę bez tej jakiejś marchewy:-)
Prześlij komentarz