8 grudnia 2021

czarna budowla

Święta się zbliżają i Potomstwo dostało kalendarze adwentowe lego. Syn wybrał lego Avengers, Cela lego friends. No i odpakowują sobie dzień po dniu. Któregoś tam dnia Syn przybiega do nas do łóżka o poranku krzycząc: "Tato, Tato! Mam czarną budowlę!!!". No więc my "o co kaman"? No czarną budowlę!

To jest właśnie czarna budowla z Avengersów.


Chciałam, żeby poćwiczył wymowę słowa wdowa, ale skończyło się na bełkotliwym bdowa. Życie.

30 listopada 2021

syn tu rządzi

Słowa "ja tu rządzę" brzmią w naszym domu niemalże nieustannie od co najmniej dobrego miesiąca.

Odnoszą się do wszystkiego. Do włączania telewizji, do grania w Dino Park, do decydowania o tym, co do jedzenia, czy się kąpać, czy wymyć zęby, do tego, że codziennie mamy kupować nowe lego i plejmobil. Spektrum tematów jest naprawdę bardzo szerokie.

A jak Syn zorientuje się, ze te słowa nie robią na nas zbytniego wrażenia, to jeszcze zaczyna szczerzyć zęby i marszczyć czoło ze złości, dokrzykując, że "każdy rządzi sobą"!

A jak i to nie przynosi efektów, zaczyna mówić, że Babcia Lidka rządzi, licząc na to, że wystraszymy się tego, co powie Babcia Lidka.

I tak sobie żyjemy pomiędzy okrzykami Syna.

18 listopada 2021

fotografie oficjalne Potomstwa

A tak oto prezentowało się Potomstwo podczas oficjalnej sesji fotograficznej pierwszoklasistki oraz przedszkolaka pierwszoroczniaka (połączone z pasowaniem na przedszkolaka). Idea opasek na głowę jest nieco creepy, ale what to do...





spiderwoman

Halloween 2k20. Celina spiderwoman. W tym roku strój byłby już za mały. Make up by Mama 2.


 

osaekomi

Syn, jak matka, lubi się n********ać. Genów nie oszukasz. Na razie trenuje na siostrach, choć najbardziej upodobał sobie Hankę. Rzeczywiście do Celiny bardziej się przytula. Zobaczymy co będzie jak podrośnie. Jak on to mówi (a właściwie wykrzykuje): "Hadźa". Może to się wzięło od hajime? Na zdjęciu poniżej prawie kami-shiho-gatame. Na Hance.



9 listopada 2021

najbardziej urocze zdjęcie świata

Przedstawia Celinę z mini sukulentem - gruboszem Buddha Temple (który dla mnie jest najpiękniejszą i najładniej nazwaną rośliną ever). Do tego dochodzi mina Celiny i radość w Jej oczach, że trzyma w rękach takie cudo. O, wiem, tytuł tego zdjęcia to "Cudo z cudem". Dziękuję. Nic więcej do dodania nie mam.



hendikrafty wszelakie

W okresie pandemicznym na urozmaicanie czasu wolnego Bachonarium wspomnianymi wcześniej hendikraftami wpłynęły dwie rzeczy:

1. Nuda.

2. Fakt, ze prace te normalnie byłyby wykonywane w szkole/przedszkolu, ale nie były, bo był korona.

Tyle i aż tyle. Uwierzcie mi, że było tego więcej. Nie będę wspominać o "zwyczajnym" malowaniu farbami, kolorowaniu czy tworzeniem dzieł z ciastoliny.

Oto wybrane dzieła:

1. Skamieniałość dinozaura, wykonana z ciasta i eko patyczków do uszu.






2. Smoki z wytłaczanek po jajkach.


3. Slime z naturalnych produktów, bo Potomstwo sobie zażyczyło, a nie miałam pod ręką tych wszystkich niezbędnych produktów do "prawdziwego" slime'a.




W większości przypadków jest strasznie dużo syfu, ale zabawy co niemiara. Polecam ja, Mama 2.


pierwsza przeczytana książka Celiny

Książka nie książka, bo komiks. Ale całkiem spory jak na pierwszą książkę. Przeczytana w całości sama. O koniach, no bo o czym innym. Z książką zawsze jest do twarzy.



starzy

A teraz chcę się pochwalić, bo rok temu, a było to w październiku 2020 udało nam się (starym) pierwszy raz wybyć samym bez Potomstwa! W sensie nie na koncert czy kolację, ale na przedłużony weekend w góry, a nawet za granicę, bo do Czech, które za każdym razem pokochujemy bardziej! Plan jest taki, że na emeryturę się przeprowadzamy właśnie tam.

Także Dzieci - kochamy Was nad życie, ale czasem my musimy mieć wolne od Was i Wy od nas też 😀. Pozdro 500.



7 rano, paleontolog na stanowisku.

Zdjęcie zrobione o 7 rano. Mały człowiek już ubrany. Akurat zostawał w domu. Na ekranie Dinopociąg. Obok szkielety dinozaurów z lego. 


p. s. Zdjęcie oczywiście, jak Adam miał lat 3 i pół.

pierwszy dzień przedszkola i szkoły

I tym samym cofamy się w naszej potomstwowej podróży o rok - do roku 2020, kiedy to Cela ruszyła do klasy pierwszej, a Adam do przedszkola. Uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam nawet podsumowania trzecich urodzin Syna i nie pamiętam już, co było takiego ciekawego jak miał 3 lata, co potrafił, a więc z prędkością strusia pędziwiatra (którego nota bene uwielbia teraz mając lat 4) nadrabiam inne zaległości, żeby jak najmniej uleciało z mej pamięci.

Pierwszy dzień Potomkini i Potomka wyglądał tak. Raczej radość niż smutek. Czy stres? Nie wiem, bo tego uczucia chyba nie potrafiły Dzieci nasze jeszcze nazwać. 

Przypominam, że okres ten przypadł na czas korona, co skończyło się tak, że Celina miała gro lekcji on-line, a Adam, mimo tego, że chodził do przedszkola (bo te działały), to jako pierwszoroczniak przedszkolny kończył i tak w domu z infekcjami. Grunt, że mamy Babcię Lidkę, a my prace, w których jeśli jest nagły wypadek możemy pozwolić sobie na zostanie w domu i pracę on-line (w moim przypadku) lub relaks i sprzątanie (w przypadku Taty Potomstwa).

Teraz mamy rok 2021, listopad już leci, zaczyna się nasta fala pandemii. Celinie udaje się regularnie chodzić do szkoły i szkołę naprawdę lubi. Adam jest już po kilku infekcjach i właśnie wylądował na kwarantannie, bo miał styczność z kimś pozytywnym. Baj de łej, Hanka też. Adam do przedszkola "trochę lubi chodzić, trochę nie", bo "jest trochę fajnie i trochę niefajnie". Wolałby oglądać głupotki na jutubku, ale wie, że musi iść, jeśli tylko jest zdrowy i chyba pogodził się z tym faktem. Poza tym zmieniła mu się Pani Emilka na Panią Agnieszkę. Pani Lidka jest bez zmian. Pani Agnieszka też jest fajna.

W zeszłym roku szczerze się denerwowałam, kiedy dzieci ze względu na chorobę lub kwarantanny i inne zostawały w domu. Wiedziałam, ze to siła wyższa, było mi szkoda ich jak były chore lub z przymusu nie mogły przebywać z rówieśnikami (wiecie takie normalne rodzicielskie uczucia), ale czułam też wewnętrzny wkurw (to też normalne rodzicielskie uczucie). Mówiłam sobie, że przecież Dzieci mają być TAM, w przedszkolu i szkole. A ja mając pracę on-line mieć piękne 8 godzin spokoju. A teraz przeszłam na inny lewel. Otóż moją tajemnicą jest... pogodzenie się z faktem, że muszę pracować mając Bachonarium obok. I daję radę. Babcia Lidka oczywiście pomaga, ale dziękuję swojemu mózgowi, że jest tak stworzony, że nauczył się wyłączać. Tylko jak rozmawiam z klientami, to chowam się w innym pokoju.

Aha, w temacie nauki dopiszę jeszcze, żeby już nie wracać. Adam chodzi na dodatkowy angielski, dwa razy w tygodniu, bo jest akurat a naszej lokalnej szkółce grupa dla maluchów. Cela z kolei chodzi na sks-y, taniec i korektywę (nie dlatego, że jakoś wybitnie musi, tylko po to, żeby miała dodatkową godzinę mądrego ruchu, zamiast siedzenia na świetlicy). Cela czyta też już sama książki, w tym roku przeczytała dwie lektury. A Hanka... Hanka ma egzamin 8-klasisty. Tego komentować nie będę 😀.




liga mistrzów

To u nas dziedziczne. Każdy mecz Ligi Mistrzów kończy się tak samo dla Taty Potomstwa. Adam uczy się od najlepszych.



wakacjones 2k20

Wakacji 2k20 nie było jako tako, więc zrobiliśmy sobie tropiki na ogrodzie. Zamiast parasola mieliśmy wiszące pranie. Zamiast jednorożca mieliśmy dmuchaną zebrę. A nade wszystko dobrą pogodę.



A Hanka zdała egzamin na Brązową Odznakę Jeździecką i widnieje już w oficjalnym spisie Polskiego Związku Jeździeckiego. To już nie byle co moi Drodzy.







23 czerwca 2021

post higieniczny

Znalazłam w telefonie takie oto zdjęcie (Tata Potomstwa obcina paznokcie) i stwierdziłam, że można by słów kilka napisać o higienie. Bo dbanie o higienę, to taka niby prozaiczna rzecz, a jednak...


Otóż, my o higienę dbamy bardzo. Lajk e lot. Kąpiel codziennie. Bez wyjątku. Mycie zębów, co najmniej dwa razy dziennie. Bez wyjątku. Kremowanie na słońce i na mróz. Maści na dolegliwości skórne. Żele na trądzik. Płukanie zębów płynem do higieny jamy ustnej. Czyste paznokcie, a jak nie to szorujemy szczoteczką. W pandemii dezynfekcja rąk. No wiecie, taki standard rzekłabym. 

Wszystko wydawałoby się pięknie i kolorowo, a tu ostatnio - Celina przyniosła morgelony we włosach (w sensie coś wszopodobnego, chyba ze szkoły, pomimo regularnego mycia włosów co 3, maksymalnie 4 dni), a Adam (przez fakt, że zrobiliśmy roczną przerwę w kontrolach stomatologicznych ze względu na COVID) wylądował u dentysty z 5 ubytkami w zębach! Katastrofa. Dla mnie, matki walniętej na punkcie czystości (i Taty Potomstwa zresztą tak samo) to armagedon. Oszalałam. Wpadłam w wir działania robiąc na Celinie dezynsekcję silikonowymi specyfikami przez kilka dni z rzędu. Czyszcząc szczotki, gotując pościel, wyrzucając spinki i opaski, piorąc pluszowe nauszniki i koce, w których Dzieci się tarzają. Było to z dwa miesiące temu, a ja nadal kontroluję głowy Towarzystwu. Celka ma mnie dość.

Co do Adama z kolei, to jedynym wytłumaczeniem jakie znajduję, są genetycznie słabe zęby mleczne. Słodyczy wcale nie je wybitnie dużo, po wieczornym myciu zębów nigdy nie jadł nic, cycka ssał prawie dwa lata, nie wspomnę już właśnie o tym, że zęby myjemy mu bardziej niż regularnie i nie mniej dokładnie. Whatever, najważniejsze, że to TYLKO małe ubytki, które prostymi i stosunkowo krótkimi zabiegami dentystycznymi udało się naprostować. Skończyło się na niemałym zadowoleniu Adama, gdyż doktor "Pieszczoch" łechta Mu ciągle ego pochwałami, jakim to On jest doskonałym pacjentem. Do tego wybrał sobie kolor plomb - żółty i zielony i jeszcze na koniec w nagrodę za doskonałe sprawowanie dostał mnóstwo badziewnego plastykowego szajsu z fortnite i jeszcze czegoś! Z perspektywy rodzica dwie ostatnie rzeczy to zło.

Także tak, jak do tej pory dbałam o higienę Potomstwa, tak teraz jestem upierdliwa jeszcze bardziej. Dobrze, że ręce myją porządnie sami z siebie. Mydłem oczywiście.

Aha, i to nie jest tak, że nie pozwalamy się dzieciom ubrudzić. Oł noł. Pamiętajcie, że mieszkamy na wsi, mamy dwa koty wychodzące i psa, którego całujemy w pyszczek, regularnie jesteśmy w stajni, a Dzieci chodzą do publicznych placówek edukacyjnych i mają permanentnie kontakt z zagluciałymi kolegami. Także patogenów mają pod dostatkiem, a ich ogólna odporność jest naprawdę na bardzo przyzwoitym poziomie. Ale to zapewne w dużej mierze zasługa szczepień 😀.





jeden jedyny raz

Tylko ten jeden udało mi się zapleść Hance porządne dobierańce. Takie dopracowane, gdzie nic Jej nie wylatywało, gdzie było całkiem równo i wszystko niby grało. Robiłam je chyba z pół godziny. Kto zna Hankę, ten wie jakie ma włosy. Mogłaby obdarzyć nimi spokojnie z 5 głów.

Przetrwały 2 minuty.

Po dwóch minutach Hanka zaczęła krzyczeć, że natychmiast mam Jej to zdjąć z głowy, bo Ją boli, uwiera, wkurza i po prostu NIE!

Wkurzyłam się. Ale cóż. Skoro niewygodnie, to przecież nie będę trzymać na siłę...


czarownica od kiszonek

Nasza rodzina uwielbia kiszonki. My wszystkie możliwe. Dzieci ogóry. Więc jak jest sezon, to kisimy. Zawsze musi być więcej, ponieważ oprócz jedzenia ich do kanapek, musimy mieć zapas na cały rok na ogórkową. Jakby ktoś nie wiedział, to Bachonarium je tylko trzy zupy: rosołek, pomidorową i ogórkową. I miso, ale miso jest poza systemem. 

Proces kiszenia wygląda zatem następująco.

  • Ogórki kupujemy tylko i wyłącznie u Pani Jadzi albo na naszym targowisku lokalnym.
  • Słoiki zbieramy cały rok (litrowe, po miodzie od Pana Stasia). Zakrętki kupujemy "u Wieśki". Nowe, żeby dobrze trzymały.
  • Babcia Lidka słoiki porządnie myje w zmywarce.
  • Ogóry myjemy w miskach na ogródku.
  • Babcia Lidka upycha ogóry do słoików.
  • Cela wrzuca przyprawy, czosnek, chrzan i całą resztę.
  • Ja szykuję wrzątek z solą, zalewam i zakręcam.
  • Nad całością procesu czuwa nasza audytorka Celina.
Et voila.


22 czerwca 2021

w stronę lasu

Zawsze będę to powtarzać. W lesie jest lepiej. A w górach jeszcze lepiej. Albo chociaż na łonie natury.



Czerwiec 2020.

bąbeleczki

 


Oni naprawdę się kochają. Nie tylko na zdjęciu. I nie tylko od święta.

Luty 2020.

śmieciobawki

Kolejna zabawka z cyklu "śmieć jest najlepszą zabawką". Zdjęcie wykonane w lutym 2020... Kill me.



ziomki foreva


Zdjęcie zrobione latem 2020 (żeby nie wprowadzić Was w błąd, że mamy już letnią pogodę i to ten rok...).

znowu była przerwa

Znowu mnie nie było. Od dwóch miesięcy czaję się z tym, że przecież muszę coś napisać, że nie mogę bloga, tak o, odłogiem zostawić. Tak żeby Bachonarium miało co wspominać. Jeśli będą chcieli. Jak nie to też spoko. Albo, żeby mieli co zabrać ze sobą na terapię jako dowód, że mieli ****owe dzieciństwo. Kto tam Ich wie.

Matko Naturo (staram się oduczyć wzywania Boga, bo też nie jest tak, że w żadną siłę nie wierzę, a do Matki Natury mi po prostu najbliżej) nie wiem od czego zacząć, więc zamiast odnosić się do pojedynczych epizodów z życia, zrobię krótkie podsumowanie tego co i jak.

Zacznę od roku w pandemii z Potomstwem. To nie było super łatwe dla żadnego z nas. I serio, trudno jest powiedzieć na tym etapie, jak bardzo poturbowane wyjdą z tego nasze Dzieci. Na razie wydaje się, że nie jest źle, ale come on, nie mamy doświadczeń jak to jest być ośmio- i trzynastolatką zamkniętą na rok w domu, praktycznie bez rówieśników i szkoły. No nie wiemy i szczerze jest mi to sobie mega trudno wyobrazić. To raz. Dwa - przebywanie w ciągłej obecności mamy, Babci, Taty, a patrząc z naszej perspektywy, Dzieci też ma swoje plusy i minusy. Plus jest taki, że w sumie na maksa staram się doceniać ten czas, choćby nie wiem jak (ogólnie mówiąc) trudny był. Nużący, wkurzający, nerwowy też. Serio. Naprawdę staram się go docenić i w gruncie rzeczy jestem wdzięczna, że go dostałam. Nawet jeśli ja pracowałam on-line, Dzieci na zdalnych, to i tak czas, który mieliśmy pomiędzy np. na posiłek, przytulasa lub czas, który oszczędzałam na dojazdach mogąc go spędzić w domu, to pięknie ujmując dar od niebios. Minusy? Prawda jest taka, że najzwyczajniej na świecie, każdy miał siebie nawzajem trochę dość (no może oprócz Adama). Każdy chciał choć na chwilę zmienić otoczenie, pójść do koleżanki, jakkolwiek to zabrzmi, choć na moment uciec. Nie zawsze się to udawało. Ale przeżyliśmy, nie pozabijaliśmy się, więc chyba nie jest najgorzej.

I! Jeszcze jedna ekstremalnie ważna kwestia, to ta, że ADPOTOWALIŚMY PSA! Jakby nie było mamy jeszcze jednego członka rodziny, takiego prawie ludzkiego (nie wiem czy wiecie ostatnio panuje określenie, że pets are the new kids), także wpasowaliśmy się jeszcze bardziej w trend dużej rodziny. Pies, suczka, ma na imię IPA (jak taki styl piwa), choć Adam w schronisku krzyczał na nas, że żadna IPA, tylko ma się nazywać Czarna Sunia! No cóż. Dzieci ją kochają, ona kocha Dzieci, cud, miód, malina. IPA poniżej, mała i duża.

Przechodząc do meritum.

Standardowo od Najstarszej zaczynając, Hanka utknęła w wirtualnym świecie. Najpierw mając zdalne lekcje, potem grając w gry, potem mając angielski on-line i kończąc na wieczornym oglądaniu netflixa. Szkoła? Jaka szkoła, najlepiej, żeby jej nie było. No może przesadzam. Na początku się denerwowałam, jak miała gorsze oceny, ale potem Tata Potomstwa mnie naprostował, że w tym roku trzeba po prostu włączyć tryb "na przetrwanie" i nie ciśnieniować się bez sensu. Hankę zaraz zaszczepimy, liczymy więc, że od września, na ósmą klasę wróci do szkoły i bez problemów dotrwa do egzaminów. Czeka Ją jeszcze nie lada wyzwanie, bo w sumie zaraz przyjdzie najwyższa pora, żeby zastanawiać się do którego liceum (a może technikum, no bo przecież nie demonizujmy?) iść. Temat koński będzie osobno.

Jak było z Celą? Chyba trudno mi to jednoznacznie stwierdzić. Z jednej strony lubiła lekcje on-line, z drugiej, jak to dziecko w pierwszej klasie, ciągnęło do szkoły, do swojej Pani Ani, do świetlicy, a przede wszystkim do koleżanek i kolegów, których jeszcze gro ma z przedszkola. Ale siedząc w domu miała mniej ruchu. To nie to samo co szkoła, bieganie po boisku, wf (jaki by on nie był, bo umówmy się, że to dla mnie nadal jakaś abstrakcja, że dzieci w klasach 1-3 nie mają WF-u z wuefistą, tylko Panią wychowawczynią). Dodajmy fakt, że do szkoły czasem trzeba pójść na piechotę i potem z niej wrócić. To wszystko MA znaczenie. Czytanie idzie Jej coraz lepiej, pisanie też, bo przyznam szczerze, że gonię Ją straszliwie w kontekście dbania o kropki, przecinki, wielkie litery oraz szeroko pojętą staranność prac. To ja jestem ta zła i wymagająca. Śmieszne to jest w sumie. Przez fakt, że nie było stacjonarnych zajęć w szkole, sporo pracy spadło na rodziców. Starałam się Celinie wielokrotnie wytłumaczyć, że teraz to ja muszę sprawdzać jej zadania, prace domowe itp., bo Pani przez ekran laptopa nie wyłapie u całej klasy błędów. I że to, że ma zrobić tyle, wynika z tego ile każe jej zrobić Pani Ania, a nie ja. I że muszą to zrobić wszystkie dzieci w klasie, nie tylko Ona, i że w szkole robiłaby to bez zająknięcia. To i tak nie ma znaczenia. Także trudno. Będę tą złą. Na konie nie chodzi dalej, a właściwie kiedy już już miała jutro jechać, to skręciła kostkę i przyszedł tydzień usztywnienia, a teraz miesiąc rekonwalescencji. Może w lipcu wsiądzie.

Adam. Poszedł do przedszkola we wrześniu. Do przedszkola niby chodzić nie lubi, bo woli oglądać "głupotki na jutubie" z Babcią Lidką siedząc w domu. Jesteśmy tymi złymi, bo tylko choroba sprawia, że do przedszkola nie idzie. Więc dzień w dzień wyrusza na podbój trzylatkowej grupy. A potem okazuje się, ze jest fajnie bo tamto sramto, po czym jak się zorientuje, że powiedział, że jest fajnie, to cofa wypowiedź, mówiąc, że jest niefajnie. Bo woli "głupotki na jutubie". I tak w kółko. Alergię ma dziecko nasze oddechową, więc musimy kontrolować temat. Dinozaury nadal na propsie, łeb w łeb z LEGO. Rower biegowy też na propsie. Cały czas. Za rok wsadzam go od razu na dwa kółka. Nie będę się pitolić z czterema kółeczkami. Co do LEGO, bo tak mi się przypomniało, to muszę napisać, że sam składa zestawy z instrukcją (najlepiej jak na tablecie jest ta instrukcja) i to nie jakieś małe, tylko serio takie co najmniej średnie. Jęczydupa jest straszna, ale tylko jak ja jestem w pobliżu (to kluczowe, gdyż poza tym jest "tfardzielem").

To tyle na szybkości. Wrócę soon, obiecuję!

6 lutego 2021

ostrekanty

Syn ostatnio upodobał sobie to słowo. Ostrekant. Pochodzenia tego słowa upatruje się w wywodzącego się z grupy języków indoeuropejskich stwierdzenia "ostry kant". 

Przede wszystkim przestrzegamy Potomstwo przed wygłupami w łazience, gdyż mamy w niej kilka wystających, wyłożonych kaflami rogów, na przykład od kabiny prysznicowej. Skakanie po mokrej posadzce może skończyć się rozbiciem głowy o ten właśnie ostry kant.

Zatem Syn prawie przy każdej wizycie w łazience szuka potwierdzenia: "Mamo, nie możemy skakać, bo jest tutaj dużo ostrekantów.". Tak Synu. Tak właśnie jest.

28 stycznia 2021

burdel i pizza

Dżast det.



Hania z kotkiem

I ponownie przerywnik. Hanka z Super.




aut(ent)yzm

Potomstwo jest zaszczepione na wszystko. Efekty widoczne na zdjęciu.



koń

 W ramach przerywnika koń. Z Hanką. Rok temu.



the coolest kids

Ej. Przyznajcie, że zajebiście razem wyglądają.




z cyklu: "uchwycony moment": widelec

Powiem od razu. Takie rzeczy nie zdarzają się notorycznie. Po prostu akurat sobie trzylatek coś wymyśli, a matka to uchwyci.

Tego dnia wymyślił, że zje rosół widelcem. 

E włala.





maska

Wiecie, kiedy Adam zjada naleśniki? Jak się z takiego naleśnika wytnie maskę.

Ale to też nie zawsze. Bo w zależności od Jego humoru maska musi być np. zła. Albo mieć zęby. Albo rogi. 

Tylko wtedy.

Chyba, że dostaje naleśnika z "mutellą". Wtedy pasuje mu naleśnik byle jaki.