16 kwietnia 2010

poranna rana

Wersje są różne.
Sama się uderzyła w bliżej niezidentyfikowany przedmiot, którego nawet sama nie potrafi wskazać. Czy coś innego ?
Wersje zmieniają się wraz z upływającym czasem.
Najpewniej po prostu próbowała być panem i władcą kotów i jeden z nich się po kociemu odwinął.
Nie płakała.
Ale lała się krew.
Wg wersji Taty. I ta również ulega zmianie.
Wszystko w tej historii ewoluuje ;)
Jedno jest pewne - plasterek.


I jakież było moje zdziwienie gdy go zobaczyłam. Bo to oznacza, że rana jest poważna. Że plasterek ma zapobiegać zbytniemu rozlewowi krwi. I, że Hanka się przejęła.
Normalnie w normalnym życiu ran Hanki plasterek spełnia epizodyczną rolę. Przyklej, 2 sek, odklej. Podaj dalej. Wyrzuć do kosza. Już nie boli.


Tym razem ręka była unieruchomiona, odosobniona, wyłączona z wykonywanych czynności. Przeglądanie gazety w poszukiwaniu króliczka było bardzo utrudnione. Musiała nawet pomóc Mama.


Dopiero w późnych godzinach popołudniowych, ręka została dopuszczona do wykonywania co ważniejszych funkcji ;)



A wchodząc do kuchni zastałam dziecko pochylone nad okładką Polityki, wskazującym palcem lewej ręki , wyliczając - Pan, Pani, Pan, Pani, Pan, Pani, Pani....

3 komentarze:

Delie pisze...

Historia pełna napięcia. I fotografie również w konwencji:)
PS U nas od największej nawet rany gorsze jest tylko jedno - plasterek:)

Tlingit pisze...

taki plasterek w zwierzaczki to przecież czysty lans, czemu się tu dziwić ? ;))
(kolejny program na iphone'a?)

Kroke96 pisze...

To zagladanie w Polityke to roznie moze jej sie skonczyc. mi sie skonczylo tym ze w polityce utknelam, studiujac ja przez 6 lat, piszac o niej, a teraz pracujac w jej centrum. A tez zagladalam do Polityki, tej nie-kolorowej jeszcze i duzego formatu. :) W sumie nie jest zle. :)