31 sierpnia 2010

dzieci psiśły - wspomnienie w obrazkach





30 sierpnia 2010

katarek

Retorycznie. Dla uczucia ulgi.
Jak to jest, że Dziecko ma gorączkę jedną noc i katar - nieuciążliwy kolejnych kilka dni a Matka?
Matka leży i ledwo dycha. Ale dycha.
Żadne wirusy/bakterie nie są w stanie mnie tak powalić jak te od naszego Dziecka.
Dziecko ma się dobrze.

Kiepsko sypia tylko. TYLKO.
Nie jeśtem zmęćiona. Nie ce mi się pać. Cę posiedzieć z Wami. Rodzice, dzie jesteśćie? /za ścianą/.
Tato upatruje braku snu w dolegliwościach.
Może katarek Ci przeszkadza - dopytuje sugestywnie.
Tać... tataleć. Weź te gluty wyjmij tacim... tacim.../myśli/... tacim.... GLUTACZEM !!!
Zwyczajowo frida ;)
Glutacz nie ma z czym pracować. Glutów brak.


Matka upartuje przyczyny w błędnym kole z którego cieżko wybrnąć. Idzie spać późno - wcześnie wstaje - zmęczenie materiału - śpi w ciągu dnia - idzie późno spać. Jakby wykluczyć jeden element to dałoby się przerwać tą kiepską mantrę powtórzeń.

dopisane.
31 sierpnia 2010 roku.
Dziecko wstało 0 9.25.
Jest nadzieja.
:)

26 sierpnia 2010

Wakacje dzień 5.

Dzisiejszy dzień mnie przytłoczył. Za dużo. Za bardzo. Hanka dała radę. Mimo lekkiego katarku i stanu podgorączkowego.
To wszystko przejściowe.
:)

Hanka - gościówa.



PraBabcia skończyła 78 lat. Hanka nastawiona na ciasta i totr. Oczywiście.



Zapytanie zasłyszane - dlaciedo ulodziłaś się w czydzieśtimdudim, Babciu?
;)

A ja się pytam skąd 39 stopni gorączki nocą - retorycznie.

Jutro Tata. Odliczam ;)

25 sierpnia 2010

Wakacje dzień 4.


A ja nie cę!
A ja tać nie lubię!
Ja lubię tać.

I co wtedy. Z jednej strony rozumiem. Szanuję. Godzę się. Z drugiej jest mi to całkiem nie po drodze. Wbrew temu co ja chcę. Nie lubię rozwiązań siłowych wynikających ze starszeństwa. I nie przeszkadza mi, że czasami robimy po jej myśli. Mimo iż jest ciężko się przełamywać.

Babcia Tereska jest zdumiona ile to muszę się nagadać. Nadyskutować. Mówic. Tłumaczyć. Babcia z pokolenia innego stylu wychowawczego.
Ale z prawnuczką dogadują się wybitnie.

Hanka dużo mówi. Wyraźniej. Pełniejszymi zdaniami. Słyszę jak tłumaczy domownikom swoje zamiary i oni ją rozumieją.

Ale faza krzyku nie minęła do końca a szkoda.

Panienka z okienka.



Nict nie idzie, nic nie jedzie.

:)

Dzieci dostatek.



24 sierpnia 2010

Wakacje dzień 3.

Jakiś koszmar. Z nadmiaru emocji albo rozwojowe - zwalić zawsze jest na co. Zostaje jeszcze pogoda ;).

O 5.30 zarządała wody - z butelki. Nieprzytomna byłam. Podałam. O 5.36 pod nos podstawiła mi Kubusia Puchatka. Książkę.
Pocitaj!!
Wolałabym coś co znam na pamięć. Szybko ocknęłam się ze złością jak nakrzyczała na mnie, że nie tak trzymam książkę i źle leżę głową na poduszce.
Jedno opowiadanie!
Dwa- negocjuje.
Jedno. Potem idę dalej spać.
Przeszło. Dalej nie negocjowała o dziwo. Ale też ja nie pospałam ;)

Zrobiłyśmy zakupy. Bez wózka. Na nogach. I mimo licznego ruchu na drodzę coraz spokojniej i sprawniej nam to idzie. Hanka trzyma się ręki przy przychodzeniu przez jezdnię i sama o tym pamięta, obwieszoną zakupami Matkę łapie za torebkę. Widząc jej zachowanie kiedy idzie po chodniku czuję, że jest dobrze. I to duży progres.

Dzisiaj znowu były dzieci.













Wybrałam się z gromadką na plac zabaw. Dzisiaj było w sumie sześć.






Hanka jest twardzielem ;)
Ale każdy ma swoje granice - fizyczne.







Jest popołudnie.
Ciąg Dalszy Nastąpi.
Może.
:)

23 sierpnia 2010

Wakacje dzień 2.

Dzisiaj to nie wiem od czego zacząć. Do teraz Hanka nie śpi i trawi cały dzień.
Dzisiaj było dużo dzieci. Na raz. Julia, Olga, Natalia i Patryk.






I były zabawy w gotowanie. Czesanie lalki. Granie w domino. Układanie puzzli. Kolorowanie. I zwyczajowe bieganie i przewracanie się na trawę. Ogarnięcie 5 dzieci w różnym wieku ( 11,9,5,4,2) jest banalnie proste. Szokujące odkrycie.
;)
Z zabaw z mocnym udziałem Hanki najbardziej podobało mi się - stary niedzwiedź mocno śpi - dziecko w roli niedźwiedzia.






Wróżę jej karierę w przedszkolu :)

Potem wybrałyśmy się na wycieczkę na łono natury. Jeżyn nie lubi ;) komary nas nie zjadły, szyszki są fajne i oswajałyśmy się z żabami. Te małe nie przyprawiają tak o dreszcze :)








A potem to jak zabrałyśmy się za codzienne czynności to okazało się, że dzień jest krótki.

Do tego przewijają się w domu osoby, które Hanka widzi po raz pierwszy, chętne ją poznać i pogadać. Z chęciami Hanki gorzej. Nieśmiała i niepewna. Ale mówię jej, że nie musi. Może powiedzieć nie. Może nie chcieć i nikt jej nie zmusza. I z tym jest jej lepiej i przełamuje się. I widzę jak jej to ciężko przychodzi. I staram się ją wspierać z dumą w piersi. Doskonale ją rozumiem.

A tak w ogóle to poniedziałek należy do nowonarodzonego Krzysia. Witaj na świecie !! Rodzicom i Siostrze gratulujemy.






Emocji było co nie miara. A to dopiero poniedziałek ;)

22 sierpnia 2010

Wakacje dzień 1.

Rano była plaża. I jezioro. I chciała się kąpać. I się zamoczyła. I włosy. Woda 21 stopni. Powietrze 24 stopnie. Szaleństwa bezkresne.

Potem obiad. Zjedzony. Smakował. Zupa. Drugie danie. Deser. Tato przeszczęśliwy. Wczorajsza Hania została za nami. Wczorajszy foch został przespany i przetrawiony. Wczorajsze marudzenie nie przeniosło się na dzisiaj. O radości.
Dzisiaj Hania jest wesoło rozgadana. Obiad upłynął na pytaniach o pewną dziewczynkę.
Dzie jezd dziechcinta?
Co lobi dziechcinta?
Je obiad dziechcinta?
O dziechcinta się bawi :)

Potem pożegnałyśmy Tatę. Hanka radośnie nawet. Ja gorzej ;)

A potem plac zabaw.











I dzieci. I pewna 9 letnia Ewelina. Jedynaczka, która doskonale się z Hanką bawiła i dogadywała.
Alelina !!



A jak na razie hitem jest pole -pełne marchewki, pietruszki, buraków, dyni i bobu na który znacznie się spóźniliśmy a mówią, że był pyszny. Pamiętając zeszłoroczny - żałujemy :)

A na dzisiaj... dobranoc :)





Wakacje dzień 0.

Wspomnienia wczorajszego dnia.
Wyjeżdzamy. Na wakacje do Babci Tereski.



Hanka w różnych nastrojach. Niby chce bardziej nie.
W połowie drogi, po zbyt krótkiej drzemce i postoju słyszymy - ja ce do domu. Mojedo.
Jedziemy na wakacje, Haniu.
Ja nie ce - przez łzy.
Widocznie za słabo ją na to przygotowałam. Za mało o tym rozmawialiśmy. Hanka musi mieć pełną analizę zaistniałej sytuacji.
Będziemy chodzić nad jezioro - tłumaczę- chodzić boso po piasku, spacerowac.... i tak z 15 min. W miarę opowiadania Dziecko uspokaja się, powtarza po mnie zdania z lekkim uśmiechem na twarzy.
A Tata? - pyta.
Tata to drażliwy temat bo Tata wraca do domu i pierwszy raz będziemy bez Taty kilka dni na wakacjach. I ciężko to przetrawić.
A jat zadwonimy to Tatuś po nas psijedzie?
Oczywiście.
Lepiej. Za oknem pojawiły się krowy.



Widziałam tlowy! Tacia mała tlówta i duzia.
I jeszcze jest - turulydza ! - zaskakująco zawsze trafia widząc za oknem na polu.



Aklimatyzacja trwała cały dzień. Będzie dobrze.




Chyba ;)

20 sierpnia 2010

A jak ma rację to co?

Zabawy na dworzu. Kasza. Żołędzie. Kredki.
Ona przesypuje ja koloruje.






Za chwilę już stoi przy mnie.
Mamo - słyszę - nie tać. Tanduleć* nie jest luziowy.
Mój jest - odpowiadam.
Ale chmuly ! - idzie dalej - chmuly nie są niebieste.
A niby jakie ? - i już wiem, że przepadłam.
Patrzy w niebo.
Białe, widzisz! - widzę - u nas są białe.






Ciężko się nie zgodzić.
:)


* kangurek

18 sierpnia 2010

radosny deszcz



Nie tak dawno.
Z czasów kiedy można było chodzić bez skarpetek. /teoretycznie zawsze można/
Kiedy nie było jeszcze nowego płaszczyka na deszcz. Więc nie miał gdzie się podziać.
Wtedy szybkie wyjście było naprawdę szybkie. I bezbolesne. Różowo.
Nie ma co się zagłębiać i analizować.
Było, minęło, kiedyś znowu przyjdzie.


jestem drzewem mam liście ale sie nie ugnę

Nie wiem skąd we mnie dzisiaj TAKIE pokłady spokoju. Tylko raz się uniosłam na co zostałam wyśmiana. Bo nasze dziecko reaguje histerycznym śmiechem na głośniejszy rodzicielski ton. Nie krzyczało się na Dziecko to tak się ma.
Jeszcze niczego nie podejrzewając chciałam iść do łazienki i słyszę: Posieć ze mną w pokoju ! / ogląda Dobranocny Ogród/ Musiś mnie pilnować. No po co*. Oglądasz bajkę. Będę w łazience. Idę. Ale ale... Ale z łazienki nie będziesz mnie widziała, Mamusiu ! Nie, naprawdę nie? :) Ale będę słyszała. Wszystko.
Jakoś przeszło.
Poranna histeria zapoczątkowana śniadaniem - nie jec z mojego talezia ! - tylko kawałeczek to był. Przysuń mnie do stołu Mamusiu ! /tonem rozkazującym/ strzeliłam focha i podsunęłam talerzyk pod brodę. Nie jedzenie do mnie tylto mnie do jedzenia, Mamusiu ! /tonem - nie rozumiesz co do Ciebie mówię?/
Po skonsumowaniu przeszliśmy do poszukiwań. Ddzie jest mój paścik na deść !?! I tapelusik?!? I palasolta?! No, gdzie?
Grubo.
Potem to już poszło.
Kalosze nie. Za małe są. Nie dobzie mi w nich! /jakoś dawno nie chodzone chyba i w rozmiarze 24 ? a nosi 27 ;)/
To trampki. Nie lubię ich. / jak to stwierdził Tato, nie dość, że rośnie to jeszcze ma własny gust/
Zdejmuje skarpetki.
Skarpetki na stopy.
Nie modę. Nie lubię. One są gumowe, Mamusiu ! / bawełniane!!/
Ryk. Płacz. Szloch. Gluty pod nosem.
Psitul mnie !
Przytulam.
Dlaciego mnie psitulasz?
Bo Cię kocham. Bezgranicznie.
Usypia.

Tak to już dawno nie miałam. Ona również. Teraz śpi.
Ja siedzę w zdjęciach. Dobrze mi.
Jej również.

Dzisiejszy dzień może być już tylko lepszy.

*nie zawsze mówię co myślę ;)

15 sierpnia 2010

dla jasności

Mimo wszystko.
W przyrodzie nic nie ginie :)
Taka Hanki natura.

Nie ma to jak umyć sobie ręce.


to coś...



Czasami jak Oni pójdą do sklepu, jak Jedno Drugiemu coś nagada i naściemnia i jest miłe i przemiłe i przeurocze to oboje wychodzą z dziwnymi rzeczami ze sklepu. Ale to coś to mi się spodobało, Dlatego, że ja lubię takie coś. Farby do malowania palcami. I podobało mi się również dlatego, że wybrał to Tata higienista z Córką czyste rączki i oboje byli swoim pomysłem zachwyceni.

Pierwsze podejście takie sobie. Oboje jednak mają czystość za drugie imię. I mimo iż Tacie ciśnie się na usta - tylko nie pobrudź *siebie * ściany * inne- to się przełamuje.
I Hanka. Walczy sama ze sobą. Słabościom mówimy nie. Jak z piaskownicą. Jak z wodą. Przekracza granice, które sama sobie ustawia. I jestem z niej ogromnie dumna.







Ostatni raz był zdecydowanie lepszy. Tęczowy.



Mam nadzieję, że kiedyś polepimy sobie w glinie. Ha.

13 sierpnia 2010

moHnoooo !


Mohnoooo! Mohniejjjj! Mooooohhhnnnoooo !!

No mocniej bujać to już nie mogę bo wyskoczysz nad siatką do sąsiada !

Największe krzyki i awantury są o bujanie.
Bo za słabo. Za nisko. Za mało. Za wolno. Ogólnie nie tak.
A bujać mogłaby się godzinami.
Czasami jest miło jak osiągniemy pewną harmonię bujania. Buj. Buj.
Mamusiu, jesteś moja lulubioną mamusią. Jedyną. Jesteśmy psijaciołkami. Dwie dziewcinki. /faza płci trwa/.
Ba.
Z Tatą też są czasami przyjaciółkami.
I Tata też buja mohno.

I w sumie to nie wiem czemu na mnie kumulują się te krzyki skoro to Pan Waldek sprezentował Hance bujawkę/hustawkę na imieniny.







Matka, zawsze Matka ;)
A ja chce hamak !
I niech mnie ktoś pobuja.

szalona

To Dziecko często robi sceny przy myciu włosów.
To samo Dziecko prosi o ręcznik żeby zakryć sobie oczy w czasie spłukiwania głowy / a Mama robi to nad wyraz delikatnie, że nawet kropeleczka, kropelunia.../


To Ono samo z siebie tak szaleje w basenie.
I już zapowiedziałam, że nie.... nie ma więcej krzyków podczas mycia włosów.
Nie ma histerii. Nie ma negocjacji. Targowania się. Nagród.
Nie ma dwóch istot. To Hania. Której szaleństwa w basenie przyprawiały mnie o zawał serca. Trwałam dzielnie na stanowisku miotając się z myślą, że powinnam jej tego zabronić. Nos. Oczy. Buzia. Uszy. Pod wodą.
Basen to u nas teraz codzienność.
Dziecko ma się dobrze.
I wiadomo już, że pewne numery to nie przejdą z rodzicami.



A z myciem włosów - to czasami sama sobie myje. W basenie ;)