Ponoć lego łączy pokolenia. Duplo łączy rodzeństwo. Dopóki nie pokłócą się o ten jeden jedyny klocek albo o wizję kreatywną.
30 grudnia 2018
obiecałam sobie, że nigdy tego nie zrobię.
Tak. Obiecałam sobie, że nie będę jedną z tych matek, które wstawiają zdjęcie dziecka przebranego za świętego Mikołaja, pomocnika Mikołaja, elfa, śnieżynkę, renifera czy inne świąteczne stworzenie.
Żeby było jasne. 95% ciuchów Adama jest z recyclingu społecznego po dzieciach znajomych, więc czasem po prostu (oczywiście po przepraniu, żeby nie było) wrzucam ciuchy jak leci do szafy, byle rozmiar był plus minus aktualny. Wracając więc do tematu, nie wstawiłabym takiego zdjęcia. Gdyby nie to, że szukając "jakiegoś zimowego sweterka" natknęłam się (zupełnie przypadkiem) na TEN strój. Biłam się z myślami - ubrać czy nie ubrać. I moja kobieca część mnie zwyciężyła - już nigdy więcej nie będę miała okazji zobaczyć Synka w wersji mini w ubranku w wersji Xmas.
I po kąpieli na czas wykonania dokumentacji fotograficznej ubrałam.
Na swoje wytłumaczenie mam to, że zdjęłam TO z Niego szybciej niż mrugnięcie okiem. I obiecuję sobie, że nigdy przenigdy nie przebiorę Go za jakiegoś króliczka lub jajeczko.
Synu, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz.
łonder łumen
Rośnie nam wielbicielka superbohaterów. A właściwie superbohaterki. Ma już strój, ma dwie lalki, konia, tarczę, plakat, lego i coś jeszcze, ale nie pamiętam co.
Tylko pidżama z little pony trochę nie pasuje, ale co tam.
makowiec
Synowi zasmakował makowiec Babci Agusi (Wybaczcie te zdrobnienia, ale w mojej części rodziny to standardzik, z czego zresztą Tata Potomstwa ciągle ciągnie łacha. U nas wszyscy są Elunia, Jolunia, Agusia, Ewunia, Oleńka - taki klimat po prostu.).
Też uważam, że jest najlepszy. Ciasto jeszcze z przepisu chyba mojej prababci (Marysi zresztą), bez lukru, bez skórek pomarańczowych. Tylko ciasto i masa makowa. Choć moja Mamusia nie byłaby sobą, gdyby od czasu do czasu nie wprowadziła jakiejś modyfikacji - tym razem padło na wiśnie w syropie, takie lekko kwaskowate. A ja uwielbiam takie wiśnie. I Syn chyba też.
boże narodzenie dwa zero jeden osiem
Boże Narodzenie u nas standardowo. Pierwszy Dzień Świąt do Babci Taty Potomstwa. Drugi Dzień Świąt do moich rodziców.
Święta jak u każdego, standardowo pieczone mięsiwa, sałatka jarzynowa, śledzik, makowiec, serniczek. Żyć nie umierać. To znaczy umierać, ale dopiero po dwóch dniach świętowania.
Aczkolwiek w tym roku moja Mamunia się wyłamała nieco i kaczkę usmażyła i makaron ryżowy po tajsku zrobiła, co przyznam szczerze, było całkiem miłą odmianą. Dziewczyny kaczkę jadły dwa dni z rzędu tak im podpasowała, a Syn o dziwo, zasmakował w makaronie(!). Chociaż nie o dziwo, jeśli upodobanie do azjatyckich smaków odziedziczył po mnie.
Co do wizyty u Babci Taty Potomstwa, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką była ona dla mnie ulgą. Po (już) 4 dniach wolnego naprawdę potrzebowałam (nieco) uwolnić się od zgiełku dziecięco. Tu z odsieczą jak zwykle przybyła Ula (siostra Babci Lidki) i zagarnęła Potomstwo, choć chyba bardziej Potomstwo zagarnęło Ją. A ja w spokoju mogłam wypić herbatkę (a nawet dwie) z Babcią i popitolić głupoty.
Z kolei po wizycie u Babci Agnieszki i Dziadziusia Maciusia pojechałam z nimi, Potomstwem i Babcią Elą do Wilanowa na Ogród Świateł. Obiekcji było wśród Potomstwa wiele: bo mi się nie chce, bo zimno, bo będzie padać, bo Celina boi się labiryntów, bo ciemno, bo późno będziemy w domu. Finalnie ja się poddałam, pokazałam figę z makiem, jadę sama z Adamem, a tu nagle Dziewczęta zdanie zmieniły i stwierdziły, że jadą. Et voilà. Nie wiem czy Im się podobało, ale na pewno źle nie było, przynajmniej po zdjęciach tego nie widać 😂.
Jak to rzecze stare porzekadło: Święta, święta i po świętach.
Bam!
Czekamy na Sylwestra. I śnieg (to znaczy Potomstwo czeka, ja nie).
wigilia dwa zero jeden osiem
W tym roku Wigilia już bez Babci Niusi. I bez Waldka. Ale za to standardowo z Babcią Lidką, Babcią Agnieszką, Dziadziusiem Maciusiem i Babcią Elą. O tyle o ile Wigilię można by odpuścić, to moich Rodziców do przyjazdu skłaniają imieniny moje i Syna, bo Adama i Ewy, a tego już przepuścić nie można (taka jest Ich wersja, bo ja tam imienin mogę nie mieć).
Choinka jest. Żywa. Z leclerca. Ubrana raczej na biało, bo jak inaczej. Ozdoby plastykowe. Przynajmniej te od połowy w dół.
Prezentów dużo. Ale tak naprawdę dużo. Zamówienia na prezenty spływały od października, a że co chwilę pojawiało się coś nowego, to wyszło ile wyszło.
Ja tam twierdziłam, że Adamowi nie trzeba nic kupować, gdyż On jara się wszystkim tym, co ściągniemy ze strychu, ale Tata Potomstwa się uparł i i tak kupił.
Prezenty standardowo obfitowały w odzież i obuwie wszelakiego rodzaju, plus:
Hanka: słuchawki, kolczyki, książki, podręcznik do rysunku koni i nie pamiętam co jeszcze;
Celina: plakat wonder woman, lalka wonder woman, perfumy frozen, naszyjniki frozen i nie pamiętam co jeszcze.
Adam dostał zestawy plejmobil, aczkolwiek bardziej podniecony był roznoszeniem prezentów spod choinki do odbiorców niż rozpakowywaniem i zabawą.
Ja dostałam mnóstwo świeczek do palenia, a wszyscy wiedzą, że świeczki palić uwielbiam, więc miałam świeczki, prosecco i było git. Bo zapomniałam wspomnieć, że potrawy wigilijne przygotowała Babcia Lidka i Babcia Agnieszka, a ja jedynie barszczyk z kartonu doprawiłam 😂. Oficjalnie jako prawdziwa matka polka rozwaliłam system! Zapomniałabym jednak na swoją obronę wspomnieć, że obrus wyprasowałam!
Hanka, Celina i Nina
Dobrze, że Dziewczyny mają Ninę. Ninę znają od zawsze. Nina jest pośrodku. Między Hanką i Celiną. Jest mostem, który je łączy - przynajmniej na chwilę. Z Niną rzadko się kłócą. Prawie w ogóle. Z Niną można składać lego i grać w majnkrafta. Z Niną można zjeść parówki. I oglądać razem w łóżku film do późna. A i Adam się załapie na część atrakcji.
21 grudnia 2018
święta, święta idą!
Dobrze, że Babcia Lidka koordynuje nieco temat strojów Potomstwa i odciąża mnie z ogarnianiem tematu pt. ciuchy. Dzięki temu ja mam z głowy sortowanie za małych ciuchów, ściąganie większych ciuchów. Informuje mnie o brakach w poszczególnych garderobach Potomstwa i zleca zakupy 😀. Możecie się śmiać, ale jak będziecie sami mieć na głowie trójkę dzieci i pracę i inne rzeczy, to uwierzcie, że temat GARDEROBY fajnie jest mieć z głowy 😂.
Także wyciągnęła ostatnio z czeluści Celinowej szafy świąteczny zestaw, "bo kiedy będzie nosić, jak nie teraz"?! I miała 100% racji.
Tadam, oto średnie Potomstwo w wersji xmas!
17 grudnia 2018
mikołajki, jasełka i inne istotne sprawy
Były mikołajki w przedszkolu. W sumie to mikołajki i jasełka w jednym. Bo było i przedstawienie i Mikołaj i prezenty. Celina była Śnieżynką. Niestety ze względu na RODO nie za bardzo mogę opublikować zdjęcia z samego przedstawienia, gdyż ciągle była w towarzystwie innych dzieci. Publikuję więc jedyne, które się nadaje. I jeszcze zdjęcie Panów w moherowych swetrach, którzy (oprócz mnie i Hanki) z uwagą śledzili artystyczne poczynania Celiny (na uwagę zasługuje ten młodszy, który przesiedział bez zająknięcia całe pół godziny!). Do archiwów rodzinnych udokumentowaliśmy występ go pro, aby Dziecko mogło się kiedyś pośmiać. Biorąc pod uwagę fakt, że tydzień przed występem Cela przesiedziała w domu z powodu rotawirusa, to naprawdę dała czadu!
ho ho ho
Święta już tuż tuż. Śnieg sypie, a Syn pierwszy raz w życiu patrzy na śnieg świadomie. Kapując, że to jest coś co pada i to takie trochę nietypowe, że coś takiego dziwnego się dzieje.
my też czasem jemy w maku
Tak. Zacznę od tego, że nie jesteśmy jakimiś freakami i na co dzień jadamy raczej normalnie z lekką tendencją w kierunku zdrowotności. Albo inaczej: nie jemy źle. W każdym razie na pewno nie serwujemy Potomstwu na drugie śniadanie kanapek kinder pingui, natomiast w ramach przekąsek chętnie podajemy świeże owoce, warzywa, suszone owoce, orzechy. Nie opijamy się hektolitrami coli i innych słodzonych napojów - woda niegazowana jest naprawdę okej. ALE. Czasem zdarza nam się zawitać do maka. No i wtedy Potomstwo ma święto. Naprawdę miewam wrażenie, że Oni tak to traktują 😂. Hanka ma swoją wersję hamburgera - hamburger bez korniszona, musztardy i cebulki, czyli bułka, kotlet i ketchup. Razy 2. I ewentualnie sałatka z oliwą. Cela Happy Meal z nugetsami, frytkami i colą. Oczywiście zabawka musi być, po czym po 1 dniu ląduje i tak w śmietniku z ekologią, bo to straszny badziew. Mus z happy meala zjada Adam. I frytki też podjada. Nic innego fastfoodowego na razie Mu nie serwujemy.
I tak jedzą i jedzą. A my tylko sprzątamy puste pudełka i wycieramy stół z tłustych palców i klejącego ketchupu.
P.S. Tak - w tle widzicie nebulizator, bo Adam ledwo co wygramolił się z kataru/kaszlu.
6 grudnia 2018
grudniowo apdejtowo
Zima przyszła. Zlikwidowałam dynie po Halloween, przykleiłam śnieżne ozdoby do okien w kuchni. Choinki brakuje, ale u nas ze względu na to, że kupujemy "żywą" (choć już trochę nieżywą, bo ściętą) rozkładamy ją tuż przed świętami.
Potomstwo średnie i najmłodsze złapało właśnie pierwsze sezonowe infekcje i będąc po wizycie u naszej Pani pediatry oficjalnie zostają w domu w towarzystwie nebulizatora. Cieszmy się więc tylko, że to jeszcze nie zapalenie płuc/oskrzeli/krtani.
Hanka znowu przeszła do drugiego etapu Pitagorasa. Gratulacje Córko! Ponownie! Udziela się też w ramach wolontariatu szkolnego, więc w tym tygodniu zdążyłyśmy już ściągać ze strychu stare pierzyny i koce, aby ratować psiaki schroniskowe przed mrozem. Serce mnie tylko boli, że nie ma ochoty uprawiać żadnego sportu oprócz koni... Ale to takie moje matczyne rozterki...
Ten akapit napisałam wczoraj w ramach kopii roboczej - dzisiaj go edytuję: zdążyła dostać dwóję z geografii i stwierdzić, że wypisuje się z wolontariatu, bo "to wiocha" nosić po szkole worki z rzeczami do schroniska. Nie zamierzam Jej zmuszać do niczego na siłę. Nie chce to nie, ale chyba szykuje się rozmowa na temat tego co ważne, a co mniej ważne. Bo na razie najważniejszy jest snapchat i messenger.
Swoją drogą odkrywam dla mnie jeszcze nieodkryty zakamarek rodzicielstwa. Mianowicie mam wrażenie, że o iluś kwestiach już z dzieckiem rozmawiałam (mówię ogólnie, nie o konkretnym dziecku), wydawać by się mogło, że przyswoiło, a jednak okazuje się, że trzeba wrócić z tym samym tematem po raz tysięczny.
Celina natomiast dzielnie przygotowuje się do przedszkolnego występu świątecznego. Na pamięć recytuje tak długie fragmenty wierszyków, że wielu dorosłych mogłoby zazdrościć. No i żyje Mikołajkami. Od tygodnia powtarza, że Ona się nie doczeka i nie wytrzyma tak długo. Cierpliwość nie jest Jej mocną stroną, choć to chyba normalne jeszcze w tym wieku. Lub na zawsze Jej tak zostanie. Po Tatusiu.
A Adamowi zęby wyrzynają się na potęgę. Wstyd się przyznać, ale nawet ja - matka straciłam rachubę. No i obie z Babcią Lidką uważamy, że należałoby przyciąć Mu już włosy, na co Tata Potomstwa obrusza się twierdząc, że On ma włosy jak Samson i wtedy znikną jego moce. Nie wiem jakie, chyba "moc" mówienia "dzzzzziiiidzzzzia" oraz "brrrrrmmm, brrrrmmmm"... Ale spoko, niech Mu będzie. Jak zaczną Mu się plątać włosy tak, że nie będę w stanie ich rozczesać, wtedy postawię Go przed faktem dokonanym.
Tymczasem wracam do dekorowania domu przed świętami, przygotowywaniem zakwasu na barszcz, mycia okien i innych przedświątecznych przyjemności 😉!
P.S. Hahaha, ja nie z tych. 😂
4 grudnia 2018
bejbi szałer
A oto bejbi szałer w wersji Potomstwo 1:3.
Zamiast się "grzecznie" rozebrać i zanieść ubrania do kosza na bieliznę, jak to robimy codziennie, Dziecko wzięło nogi za pas, uciekło z sypialni do łazienki i tyle je widzieliśmy.
Tata Potomstwa twierdzi, że jak Go wyciągał ważył dwa razy tyle co zwykle. Zimowe wdzianko na cebulkę robi swoje.
Skubany jeszcze się złowieszczo chichrał!
hubertus
Byliśmy na Hubertusie. Nie mogło nas nie być.
Zimno było, powiedziałabym nawet, że obrzydliwie, choć i tak dobrze, że nie lało, tylko była mżawka. Pojechaliśmy na jedenastą. Wytrzymaliśmy do 12.45. Pomimo tego, że o 13 miało być wielkie show ze strzelaniem z łuku z pędzącego konia do celu, stwierdziliśmy, że jak zostaniemy kolejne pół godziny albo dłużej, to do domu przywieziemy sople a nie dzieci. A chore dzieci to ostatnie czego nam potrzeba.
Pomijając jednak pogodę, fajnie było. Były przejażdżki bryczką, była gonitwa, było ognicho z kiełbaskami i herbata zimowa, były nasze uwielbiane stajenne psiaki i były lubiane panie instruktorki.
W fascynacji dziewczyn końmi najbardziej lubię to, że mobilizuje mnie do ruszenia tyłka i wyjścia z domu w sumie bez względu na warunki panujące na zewnątrz 😉.
weekend pełen wrażeń
Pierwszy weekend grudnia upłynął pod znakiem wrażeń.
Wrażenie 1: Ślub Kamy i Tomka (i oczywiście wesele!)
Wesele to zawsze jest impreza na propsie. Można się odpicować, wylaszczyć, założyć najlepsze kiece, zrobić mejkap, założyć lakierowane baletki. Ponoć Polacy tak źle jak zimą wyglądają jeszcze na weselach, ale co tam! Cola leje się litrami, zawsze wjedzie na stół rosołek. Dobrze jest po prostu 😉. Tym razem trafiły się jeszcze panie animatorki, które same z siebie, za darmo zabrały od nas dzieci 😂. Adam zakochał się w Martynie. Z tego co mi wiadomo z wzajemnością. A żebyście widzieli jakie wrażenie zrobił sztuczny dym i lampa ledowa...
Wszystkiego najlepszego młodej parze i świeżo ochrzczonej Mai! 😘
Wrażenie 2: Wizyta Dominiki
W niedzielę przyjechała do nas Asia z Sebastianem i Dominiką - półroczną kuzynką Potomstwa. Półroczne dziecko to już na brzuchu leży i coś tam krzyczy, więc Adam w szoku, że mógł zobaczyć prawdziwą Dzzzziidzzzzię (bo tak mówi, z naciskiem na "dz" lub "z").
Wrażenie 3: Mikołajkowy koński teren
I w niedzielę także pojechały dziewczyny na mikołajkowy wypad w teren organizowany przez nasze ranczo Oregon. Hanka kłusem, Celina stępem na uprzęży. Wymarznięte, ale zadowolone. Jak to Celina powiedziała po powrocie: "To był najlepszy dzień w moim życiu!" 😂.
Zdjęć nie mamy, bo Potomstwo samo z paniami instruktorkami eksplorowało lasy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)