W tym roku Wigilia już bez Babci Niusi. I bez Waldka. Ale za to standardowo z Babcią Lidką, Babcią Agnieszką, Dziadziusiem Maciusiem i Babcią Elą. O tyle o ile Wigilię można by odpuścić, to moich Rodziców do przyjazdu skłaniają imieniny moje i Syna, bo Adama i Ewy, a tego już przepuścić nie można (taka jest Ich wersja, bo ja tam imienin mogę nie mieć).
Choinka jest. Żywa. Z leclerca. Ubrana raczej na biało, bo jak inaczej. Ozdoby plastykowe. Przynajmniej te od połowy w dół.
Prezentów dużo. Ale tak naprawdę dużo. Zamówienia na prezenty spływały od października, a że co chwilę pojawiało się coś nowego, to wyszło ile wyszło.
Ja tam twierdziłam, że Adamowi nie trzeba nic kupować, gdyż On jara się wszystkim tym, co ściągniemy ze strychu, ale Tata Potomstwa się uparł i i tak kupił.
Prezenty standardowo obfitowały w odzież i obuwie wszelakiego rodzaju, plus:
Hanka: słuchawki, kolczyki, książki, podręcznik do rysunku koni i nie pamiętam co jeszcze;
Celina: plakat wonder woman, lalka wonder woman, perfumy frozen, naszyjniki frozen i nie pamiętam co jeszcze.
Adam dostał zestawy plejmobil, aczkolwiek bardziej podniecony był roznoszeniem prezentów spod choinki do odbiorców niż rozpakowywaniem i zabawą.
Ja dostałam mnóstwo świeczek do palenia, a wszyscy wiedzą, że świeczki palić uwielbiam, więc miałam świeczki, prosecco i było git. Bo zapomniałam wspomnieć, że potrawy wigilijne przygotowała Babcia Lidka i Babcia Agnieszka, a ja jedynie barszczyk z kartonu doprawiłam 😂. Oficjalnie jako prawdziwa matka polka rozwaliłam system! Zapomniałabym jednak na swoją obronę wspomnieć, że obrus wyprasowałam!
0 komentarze:
Prześlij komentarz