Zaczyna się zawsze tak.
Poplosie dla tićtaci.
Słucham.
Poooploszę dwa tićtati.
Proszę. Ale na dwóch się rzadko kiedy kończy. Po czterech również. Zasadniczo dobija do sześciu.
Z dwoma tiktakami w dłoni siada na fotelu/kanapie/podłodze. Jeden do buzi. Drugi czeka w garści.
Niczym mantrę powtarza:
Nie glyziemy tylko ćciemy.
A i tak gryzie.
I znowu zostanie na tym przyłapana.
I znowu główkuje skąd Mama wiedziała.
Minę ma wtedy jak Ciocia Asia, kiedy została przyłapana bez kapci podczas sławetnej rozmowy telefonicznej.
Skąd ojciec wiedział?
Pełna konspiracja.
Więc po raz kolejny powtarza:
Nie glyziemy.
I znowu.
Poooploszę dwa tićtati.
Ok. Ostatnie. Taaaa....
I czasami działa.
Ale często słyszę za plecami.
Poploszę dwa tictati.... i zanim otworzę buzię... ośtatnie takie, ośtatnie tićtaci... wymachuje przede mną palcem.
Jak ostatnie to ostatnie.
Telaz psielwa na tićtaci. Psielwa.
Dziecko ma tak, że jak mówię 'nie' ze słodyczami /Tato rzadko mówi nie - sorry ;)/ to nie dyskutuje długo. Bo, że dyskutuje to wiadomo. Tak dla zasady trzeba. Ostatnie to ostatnie. Przerwa to przerwa.
Czasami korzysta z obecności osób trzecich.
Pooploszę tićtaci. Jeden dla Baby, jeden dla Mamy, jeden dla Hani.
Bo z dzieleniem się jesteśmy na plusie.
Chwilowo.
I tak wiele osób nie może pojąć, że Dziecko nie je czekolady, ciastek i mnóstwa innych słodyczy. No przecież je miniminsi - z 8 drażetek ;) I, że nie daliśmy jej spróbować chipsów i innych. I, że to okrutne bo słodycze są dla dzieci.
Cukier wszechobecny cukier ;)
Kiedy to się zmieni? Chyba nigdy.
20 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Z tym cukrem to jest jakaś masakra w naszym społeczeństwie zacukrowanym i zasolonym... Ja już się przestalam tłumaczyć, czemu. Po prostu mówię nie i każę cofnąć darującą rękę. A z oczu biją mi chyba gromy a z pyska piana, bo ręka darująca zazwyczaj się cofa ;)
Nie mogę się nadziwić jej pięknymi zdaniami. Słodkie. Bez cukru ;)
Cukier jest nawet w produktach dla dzieci, to co się słodyczom dziwić. I chociaż nie mam antycukrowej jazdy, to mnie to denerwuje.
Szczęśliwie u nas akceptowane (przez Dziecko) są tylko dwa słodycze-gorzka czekolada (ta mega gorzka) i żelki/żelkopodobne historie. Reszta jest odrzucana z marszu. Przez Chłopca. Nawet kiedyś zrobiłam eksperyment co i czy weźmie dając mu słodyczowy wybór-pełen asortyment z kredensu Babci. Wziął gorzką czekoladę - 90%. Dlatego u nas nie ma problemu z częstującą ręką, bo On dziękuje i nie bierze (no, chyba że jest to żelek lub gorzka czekolada).
Prześlij komentarz