16 czerwca 2009

ciastolina jak klocki

Otwieranie.
Zamykanie.
Sprawdzanie czy wszystko na swoim miejscu.
Teraz doszło ustawianie wieży.
No jest fun ;)
Na jej sposób.
Bo to sztuka się nie się ubrudzić i nie obkleić po łokcie....



Kupiłam ostatnio Fabrykę Śmiechu ale to chyba ja mam większy z tego ubaw ;)
Nie no, żeby nie było. Bawi się. Czasami. Ale nie sama. Trzeba siedzieć z nią przy stoliczku. Tju. Na mini krzesełku. Wtedy odciska w ciastolinie swoje palce. Karmi zwierzaki tym co ja wycisnę. Poskubie jak ptaszek robiąc przy tym dziug dziug. Ale inne zastosowania sprawiają jej większą frajdę ;)

4 komentarze:

Tata Hanki. pisze...

"Tju" jest najlepsze :):):) Od rana codziennie, zrzuca misia z krzesełka, ciągnie za rękę i pokazuje, gdzie należy usiąść i gdzie coś namalować :)

Magda pisze...

Gustaff, ciesz się, że Hania nie ogląda bloga Toli ;)

Matka Hanki pisze...

Kochana gdybyś widziała co ONI robią Gustafowi to jakaś tam ciastolina w sierści to mały pikuś ;D
Nagwizdałaś kiedyś kotu pod ogon jak śpi ;) koci zawał, dziecko i Tato ubaw przedni ;)

Monika pisze...

Kala - u nas też w temacie ciastoliny największym powodzeniem cieszą się te pudełeczka :o) a wszechobecnośc malutkich kawałeczków powklejanych z fantazją w dywan i inne elementy to już inna historia...