2 października 2008

Wizyta w Rembridż

To nawet nie wizyta była. Tylko wyprawa. Przemyślana decyzja o spędzeniu nocy u Aśki i Maćka z Hanką była odrobiną szaleństwa bowiem jak się zaczęliśmy pakować do auta to wyszło na to, że nie ma znaczenia czy jedziemy gdzieś na noc czy na tydzień bo zapakowani jesteśmy prawie pod dach. A i tak fotelika do karmienia nie brałam... czego żałuję po dziś dzień i więcej tego błędu nie zrobię. A Hanka widok z lotu ptaka pełzająca po podłodze wygląda tak ;)



3 komentarze:

Magda pisze...

Taaak, wyjazdy to jest temat... No bo chyba następnym razem to oleję wszystko, wezmę 4 bodziaki, 2 pary portek i sweter i uznam, że tak MUSI być i już. Bo myślmy ostatnio się we 3 nie mogły do duuużego samochodu nad morze zmieścić :/
O komantarzach męża i panów w hotelu nie będę wspominać ;)

kala pisze...

ja wiem, że czasami pakowanie dziecka to matczyna przesada ale ja ciągle jestem na etapie, że nie zniosę psychicznie jak mi czegoś zabraknie ;) A i tak zapomniałam nie wiadomo czemu spakować mokrych chusteczek do dupki a przecież to niezbędnik ;)

Gosia z Młodzieżą :) pisze...

My się do kombiaka mieścimy ale ledwo ledwo. Zaznaczam, że Hankowa torba z rzeczami jest ze 2 razy większa od jednaj naszej wspólnej (nawet do głowy mi nie przychodzi pakować nas w 2 torby osobne bo wtedy już na bank nie zmieścilibyśmy się wogóle). I krzesełko do karmienia też zabieramy - po poprzednich doświadczeniach ganiania w porach posiłków za uciekającym Zarazkiem nawet na 1 dzień krzesełko zabieramy ;) Ale cieszę się, że to jednak generalnie problem matek z małymi dziećmi, nie tylko moje niezdecydowanie czy coś ;) I nie wiem jak radziłabym sobie, gdybym musiała pociągiem jechać :/