... poniekąd.
chorobowo jesteśmy tu i tam.
rodzinnie byliśmy u Pana Doktra. Pana Tola. Hanka ze swoimi problemami, Tato swoimi a Mama trzymała za rączki i dodawała otuchy bo jej to lekarz nie pomoże ;)
w każdym razie wiadomo, że Hanka na basen nie. Pan Doktor nie pozwolił. Hania ostatnio posikuje sobie radośnie w majtki i żaden to regres sikaniowy więc posiew i badanie moczu i dopiero będzie basen.
a jak nie basen to dramat. basin nie. bo wielkie plany w tym kierunku dziecko poczyniło. grono przyjaciół zaprosiło. trudno. będziemy tłumaczyć aż zrozumie. i tłumaczę, że Hania chora... taaa Niania oła.... a basin... nie basen nie... i tak w kółko.
a Ona słodzi. i to jak.
pamiętam czasy kiedy wszystko było Mama albo Tata. niedawno.
dzisiaj od rana słyszę Mamusiu. dokładnie. bez żadnego seplenienia. rozpędza się i woła Tatusiu. Oj Hanusiu Hanusiu.
jak chcę coś spisać to nie pamiętam... a cały czas się z niej podśmiewam ;)
a czasami jest cisza i to wcale nie podejrzana... chwilę ale przyjemną.
2 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarze:
jejku ala hanka dużo już mówi. u nas powoli, powoli się rozkręca, ale to jejsze nie to.
a tato tak w ogóle jakie ma fajne wełniane kapciochy:)
kapucie to hand made ;) swoista domowa tradycja ;D
he he he nasz tato takie same kapciochy doomowej roboty ma ale u nas babcia moja je robi i mój mąż już zapobiegawczo każe mi się uczyc ale ja w tej kwestii to jakaś durnowata jestem wiec babcia robi na zapas... a Hanka ma tez bardzo ciekawe... skarpetki?kapcie?
babcia dobra instytucja ;) ja chwilowo mam zapas więc nie dziergam ale rodzina naciska ;D
a Hanka ma skarpety z podeszwą firmy Marilyn - a u nas w wielobranżowym osiedlaku znalazłam ;D jak na razie się sprawdzają.
Prześlij komentarz