... nie było lekko. Wbrew pozorom. Bo zaczęło się dobrze. Śniadanie jakoś poszło. Spacer jak cię mogę. Spanie... to włączyła się po raz pierwszy na dłużej czerwona lampka alarmowa. Obiad dramat. Dopiero pomidorówka jakoś ją przekonała. Albo już głodna się zrobiła. Następne minuty i długie godziny siebie unikałyśmy. Ja swoje. Ona swoje. A cały dzień skończył się awanturą w kąpieli. Kolejną już. Pojawiającą się w nierównomiernych odstępach czasu. I bez żadnej przyczyny. Nie takiej którą można dostrzec. Pierwszy raz płakałam razem z nią. Histeria. Koszmar. Wczoraj bez wzruszenia kazałam się jej wykąpać. Ale scenkę urządziła pierwsza klasa. Odrobina premedytacji i krokodyle łzy. Przez to też przebrniemy. Luzik.
A jak źle to można się napić ;)
9 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
z tą spinką zjawiskowo!
w takie dni to tylko luzik. chociaż przyznaję, że czasem ciśnienie mi skacze ;)
Trzymaj się dzielnie - to minie. Kiedyś. Aaaa, też tak mam z Hanką. Czasem, ale jednak
Prześlij komentarz